„Ból jest stanem przejściowym.
Duma pozostaje na zawsze.”
Hasło motywacyjne
Mamy rok 2014. 12 czerwca w Brazylii rozpoczęła się walka o Puchar Świata w Piłce Nożnej Mężczyzn, przez wielu odbierana jako najważniejsze wydarzenie sportowe ostatnich miesięcy. Równolegle trwają rozgrywki Ligi Światowej Siatkarzy – mecze w ramach „LŚ” odbywają się także w naszym kraju. Polska od dłuższego czasu szykuje się jednak na dużo większe siatkarskie święto – Mistrzostwa Świata, które poprowadzi jako gospodarz już we wrześniu. Można pokusić się więc o stwierdzenie, że my, kibice, jeszcze długo nie odpoczniemy od ogromnych emocji. Jak natomiast przeżywają tę „sportową gorączkę” sami zawodnicy?
Nie dalej jak 19 czerwca bieżącego roku miało miejsce piłkarskie spotkanie grupy D – Urugwaj-Anglia (2:1). Jeden z piłkarzy z Ameryki Południowej, Alvaro Pereira, doznał podczas niego poważnego urazu głowy. I choć stracił przytomność, po chwili wrócił na boisko, mimo wyraźnego sprzeciwu lekarzy i brał udział w meczu aż do ostatniego gwizdka sędziego. Takie zachowanie piłkarza mogło skończyć się tragedią.[1] Tegoroczny mundial zdaje się obfitować w tego typu zdarzenia. Napastnik reprezentacji Stanów Zjednoczonych - Clint Dempsey poważnie uszkodził swój nos w pierwszej połowie meczu z Ghaną. Po krótkiej interwencji medyków Dempsey postanowił, pomimo bólu, zostać na murawie do końca meczu. Amerykanie zwyciężyli 2:1.[2]
Bliźniacza sytuacja miała miejsce w 1956 roku – podczas starcia Manchesteru City i Birmingham City. Wówczas to piłkarz - Peter Murphy i bramkarz drużyny przeciwnej - Bert Trautmann niebezpiecznie zderzyli się w walce o piłkę.
- Pamiętam, że wyszedłem do dośrodkowania i to samo zrobił napastnik. Kiedy się zderzyliśmy, czułem się tak, jakby wpadły na siebie dwa rozpędzone pociągi. Jego udo trafiło w moją szyję i właśnie wtedy straciłem przytomność – opowiadał Trautmann.[3]
Mimo chwilowej utraty świadomości oraz ogromnego bólu, Trautmann nie zszedł z boiska. W tamtych czasach przepisy gry nie dopuszczały zmian w składzie w trakcie trwania meczu, jednak zarówno sztab szkoleniowy, jak i sam zawodnik ryzykowali życiem Trautmanna. Przeprowadzony po spotkaniu rentgen karku bramkarza wykazał pięć pękniętych kręgów. Niemiec miał wielkie szczęście, że nie został sparaliżowany do końca życia. Ba! Nie tylko dograł finałowy mecz, ale przez kolejnych osiem lat stał na straży w bramce Manchesteru City.
Kontuzja bramkarza drużyny hokejowej NHL Buffalo Sabres jest uznawana za jedną z najbardziej nieprawdopodobnych w historii sportu. Rick Meagher w meczu Buffalo - St. Louis Blues (1989r.) wykonał niebezpieczny manewr, który skończył się... zahaczeniem łyżwą o gardło interweniującego bramkarza rywali – Clinta Malarchuka. Malarchuk leżał na lodzie w powiększającej się z każdą sekundą kałuży krwi. Czuł, że to jego ostatnie chwile. Jednak, gdy usłyszał jak jego trener - Jim Pizzutelli prosi o nosze, zaprotestował:
- Nie ma mowy! Nigdy nie zabiorą mnie z lodu na noszach. Jeśli któregoś dnia tak się stanie, możecie zacząć przygotowania do mojego pogrzebu!
Po czym o własnych siłach zjechał z tafli. Słowa, jakie wypowiedział w karetce z pewnością wprawiły ratowników w osłupienie:
- Możecie mnie dostarczyć z powrotem na trzecią tercję?[4]
Wydarzenia tego typu w sporcie nie należą do rzadkich. Dlaczego sportowcy potrafią i chcą grać mimo paraliżującego bólu? Czasem wręcz pomimo widma śmierci zaglądającej im w oczy? Owszem, adrenalina buzująca wówczas w ich żyłach z pewnością bierze udział w fizycznym, „neuronalnym” odczuwaniu bólu. W sytuacjach silnego stresu, np. podczas wypadku komunikacyjnego około 30% populacji może nie odczuwać bólu związanego z urazem. Jest to zjawisko tzw. analgezji indukowanej stresem i spowodowane jest wyrzutem adrenaliny do krwi.[5] Adrenalina mobilizuje znajdujący się w sytuacji stresu organizm do podejmowania reakcji typu „walcz lub uciekaj”. Wygląda na to, że wyżej wymienieni sportowcy wybrali opcję „walcz”. Dużo do powiedzenia ma także w takich sytuacjach testosteron, nazywany „hormonem triumfu i klęski”, czy „paliwem sukcesu”. To on mobilizuje zwycięzców, by chcieli walczyć o więcej. W sytuacji rywalizacji, po wygranej walce, u zwycięzcy poziom testosteronu (który wzrasta przed przystąpieniem do konkurowania u wszystkich zawodników) nie opada. U pokonanych natomiast ilość tego hormonu we krwi zmniejsza się. Odwołując się do działania testosteronu można postawić hipotezę, iż sportowcy będą mieli większe skłonności do powrotu do gry mimo bólu i zagrożenia zdrowia, gdy ich drużyna będzie w danej chwili wygrywać. Przypuszczenie to wymaga jednak gruntownego sprawdzenia.
Clint Malarchuk nie ustrzegł się przed doświadczeniem silnego lęku przed śmiercią, a wydarzenie sprzed lat wspomina z dużą dawką emocji. Niektórzy sportowcy świadomie więc stawiają swoje życie na szali. Powodu, dla którego zawodnicy podejmują decyzję o powrocie na boisko w krótkiej chwili po doznaniu poważnego i zagrażającego urazu, nie można jednak sprowadzić jedynie do wysokiego poziomu adrenaliny, testosteronu, czy naturalnego systemu znieczulającego[6]. Nie każdy bowiem sportowiec znajdujący się w podobnych okolicznościach zaryzykuje zdrowiem i życiem. Jaka więc „konstelacja” czynników powoduje, że jedni sportowcy podejmują „heroiczne” zachowania tego typu, a inni nie?
Szereg badań skupiających się na sportowcach i bólu, którego doświadczają, wskazuje na następującą prawidłowość: sportowcy mają wyższą tolerancję bólu niż osoby niebędące sportowcami (Walker, 1971; Tajet-Foxell i Rose, 1995; Ryan, Kovacic, 1996; Tesarz, Schuster, Hartmann, Gerhard i Eich, 2012; Geva i Defrin, 2013). Co ciekawe, okazuje się również, że sportowcy reagują adaptacyjnie na ból (poprzez poszukiwanie wsparcia społecznego, czy działanie ukierunkowane na poradzenie sobie z bólem) i reagują dezadaptacyjnie (poprzez np. unikanie) rzadziej w porównaniu z grupą kontrolną („nie-sportowcami”) (Sharma, Sandhu i Shenoy, 2011).
Deroche, Woodman, Stephan, Breuer i Scanff przeprowadzili badanie, w którym wzięli pod uwagę skłonność sportowców do gry mimo bólu i szukali korelacji tego czynnika ze strategiami radzenia sobie z bólem. Postawili hipotezę, że sieć społeczna prowadzi sportowców do akceptacji bólu jako nieodłącznego elementu gry. Generuje to według nich presję, by grać dalej mimo bólu. Okazało się, że tzw. katastrofizowanie[7] zmniejsza zaangażowanie fizyczne sportowców w ich aktywność sportową. Z kolei ignorowanie bólu osłabia negatywny wpływ intensywności doświadczanego bólu na skłonność sportowców do pozostania w grze mimo niego. Badacze sugerują, że warto byłoby zidentyfikować, które strategie radzenia sobie z bólem mogłyby być stosowane przez sportowców w celu utrzymywania zaangażowania fizycznego mimo doświadczania (czasem bardzo intensywnego) bólu (Deroche, Woodman, Stephan, Breuer i Scanff, 2011).
W momencie zaistnienia kontuzji emocje, które wówczas odczuwa sportowiec oscylują głównie wokół frustracji i agresji. Kontuzja może być dla sportowca traumą, gdyż sport jest bardzo ważnym komponentem jego tożsamości. Prócz doświadczania bólu fizycznego podczas kontuzji, sportowcy „walczą” również psychologicznie (Klenk, 2006). Niewykluczone, że frustracja motywuje sportowców do dalszej gry mimo odczuwanego bólu.
Dużo do powiedzenia ma także stres, który w kontekście współzawodnictwa, potocznie nazywany jest „tremą”. Choi i in. (2013) wykazali, że silny psychologiczny stres przed zawodami jest związany ze zredukowaną oceną bólu. Oczywistym zdaje się, że im wyższa klasa rozgrywek, im wyższy prestiż meczu, tym trema przed wystąpieniem będzie większa. Czyżby sportowcy mieli większe skłonności by grać mimo kontuzji, gdy waga rozgrywek jest wysoka?
Współzawodnictwo i nastawienie na rywalizację modyfikuje postrzeganie szkodliwych bodźców u zawodników obu płci – taki wniosek ze swoich badań wyciągnęli Sternberg, Bailin, Grant i Gracely (1998). Rywalizacja w teście „zimnej wody”[8] oraz podczas stosowania szkodliwego ciepła dramatycznie zmniejszała częstotliwość zgłaszania bólu przez sportowców. W grupie kontrolnej (u osób niezajmujących się sportem) nie odnotowano różnic w częstotliwości zgłaszania bólu w obu sytuacjach (z rywalizacją i bez).
Aby rywalizować, sportowcy muszą być zmotywowani. Być może także motywacja odgrywa istotną rolę w percepcji bólu. Motywacja wewnętrzna, czy też jednak motywacja zewnętrzna będzie „pchała” zawodników w stronę ignorowania bólu i podejmowania gry mimo niego? Hipotetyczne czynniki to także:
Zidentyfikowanie czynników, które są odpowiedzialne za występowanie podwyższonej tolerancji na ból u sportowców oraz na ich percepowanie bólu mogłoby przynieść bezpośrednie korzyści. Znajomość tych uwarunkowań pozwoliłaby trenerom oraz sztabom medycznym przewidywać zachowanie sportowca w obliczu kontuzji i dostosować do tego odpowiednią interwencję, chroniącą go przed postawieniem się w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia. Pomogłoby zaprojektować odpowiednie plany interwencji, programy edukacyjne, czy treningowe nie tylko dla samych sportowców. Skorzystać mogłyby także osoby, które, dotknięte bólem, nie mogą sobie z nim poradzić. Być może znaleziono by sposób, który niósłby im ulgę bez ciągłego zażywania środków przeciwbólowych.
Zagadka dotycząca przyczyn uporu sportowców by grać dalej pomimo bólu, ich decyzji by pozostać na boisku do końca meczu, nie zważając na poważną kontuzję, nie została jeszcze ostatecznie rozwiązana. Potrzebne są kolejne badania w tej sferze.
http://facet.onet.pl/najbardziej-niesamowite-historie-gry-zawodnikow-z- kontuzja/7ge7l
http://www.ulgawbolu.pl/?show=info&info=FAQ
http://www.biomedical.pl/zdrowie/endogenne-opiody-endorfiny-enkefaliny-dynorfiny-2225.html
http://mateuszminda.blogspot.com/2013/05/kolektywizm-czy-indywidualizm-co-pomaga.html
[1]Źródło: http://www.sport.pl/mundial2014/1,128351,16186693,Urugwaj___Anglia__Alvaro_Pereira_stracil_przytomnosc.html
[2]Źródło: http://sport.wp.pl/kat,1040441,title,Dempsey-prawie-zlamal-nos-i-gral-dalej,wid,16690200,wiadomosc.html?ticaid=112f12
[4]Źródło: link jak wyżej (przypis 3).
[6]Chodzi tutaj o tzw. endogenne opioidy. Są produkowane przez mózg lub przysadkę mózgową. Oddziałują na receptory opiatowe, modulując tym samym odczuwanie bólu. Więcej: http://www.biomedical.pl/zdrowie/endogenne-opiody-endorfiny-enkefaliny-dynorfiny-2225.html
[7]Katastrofizowanie to rodzaj reagowania na negatywne sytuacje, polegające na wyolbrzymianiu ich negatywnych konsekwencji, przewidywaniu na ich postawie najgorszego scenariusza dalszych zdarzeń. Przejawia się m.in. w używaniu takich sformułowań jak: „tragedia”, „katastrofa”.
[8]Badanie polega na umieszczaniu dłoni osób badanych w naczyniu z zimną wodą. Mierzy się wówczas moment zgłoszenia przez osobę badaną rozpoczęcia odczuwania bólu, częstotliwość tych zgłoszeń oraz długość czasu, po którym osoba badana wyciąga rękę z wody (co jest wskaźnikiem tego jak długo osoba badana była w stanie znieść ból).
[9]Kolektywizm i indywidualizm mają uwarunkowania kulturowe. Najprościej rzecz ujmując kolektywizm w sporcie to silne poczucie więzi z drużyną, nastawienie na „wspólnotę”. Indywidualizm to skupianie się na własnych osiągnięciach, słaba więź z drużyna, chęć własnego sukcesu. Więcej: http://mateuszminda.blogspot.com/2013/05/kolektywizm-czy-indywidualizm-co-pomaga.html
[10]Ból społeczny to innymi słowy ból psychiczny. Odczuwany jest w takich sytuacjach jak np. „złamane serce”. W sporcie może pojawić się, gdy praca sportowca nie przynosi mu pożądanych efektów i oczekiwanego szacunku.