„Mili moi, mili moi! Jakże zagadkowe jest dzisiaj wszystko! A wczoraj wszystko przebiegało jak co dnia; ciekawa jestem, czy zmieniłam się w ciągu nocy? Dajcie mi się zastanowić: czy byłam taka sama budząc się dziś rano? Nieomal myślę, że pamiętam, jakbym się czuła trochę inaczej; Ale jeśli nie jestem sobą, następne pytanie brzmi: - Kim, na boga, jestem? Ach, oto wielka zagadka!”
„Alicja w krainie czarów” to opowieść o dziewczynce, która wpada do króliczej nory i znajduje się w świecie fantastycznym, bajkowym, gdzie zwierzęta posługują się ludzkim głosem, rzeczy pojawiają się i znikają, a sama bohaterka kurczy, bądź rośnie pod wpływem spożytych płynów. To klasyczne, znane nam wszystkim dzieło Lewisa Carrolla również można analizować pod kątem psychologicznym, analizując różne aspekty natury naszej świadomości…
Najbardziej znaną teorią opisująca strukturę osobowości, jest teoria Zygmunta Freuda, który opisał świadomość jako strukturę niejednolitą, która składa się z trzech poziomów:
Osobowość składa się z trzech elementów: ego, id i superego. Ego to konstrukt, który kontaktuje się ze światem zewnętrznym i kieruje się zasadą rzeczywistości. Id to struktura istniejąca od narodzin i kierująca się potrzebami i popędami. Natomiast w superego mieści się poczucie dobra i zła, kształtowane we wczesnym dzieciństwie, które kieruje się zasadą moralności.
Autor książki „Potęga podświadomości” dowodzi, iż poziomem podświadomym można zarządzać i wykorzystać do osiągnięcia własnych celów, by sprawy toczyły się po naszej myśli. Służą temu specjalne techniki i metody. Z częścią z nich można zapoznać się poniżej.
U podłoża niektórych z nich, leżą również pewne psychologiczne zjawiska takie jak:
Według autora książki niezwykłą moc naszej podświadomości możemy wyzwolić poprzez zmianę naszych nawyków myślowych poprzez uświadomienie sobie działania niektórych zjawisk.
Jest to narzędzie, które może wpływać na naszą podświadomość. Autor książki „Potęga podświadomości” przytacza przykład, w którym podczas podróży statkiem, widzimy swojego bladego współpasażera i mówimy mu, że wygląda bardzo źle. Proponujemy mu odprowadzenie do kajuty, a chwilę po tym jak zostanie sam w kabinie, zapewne da upust swoim dolegliwościom.
Sugestia może działać różnie, w zależności od osoby do której jest skierowana. Są bowiem ludzie bardziej na nią podatni, są także odporni i niekierujący się zdaniem innych. Jeśli sugestia uderzy w nasz czuły punkt (np. chorobę morską, jak u bohatera przykładu) to strach, lęk, który temu towarzyszy uniemożliwi lub utrudni nam odparcie tej negatywnej sugestii. Moc sugerowania, która wychodzi od innych ludzi to heterosugestia. Kiedy na swoje myśli, wyobrażenia wpływamy sami (autosugestia), to techniki tej można użyć, by zwalczyć swoje lęki i negatywne emocje. Dobrym przykładem jest trema piosenkarzy przed koncertami, którą mogą zwalczyć myśląc, że robią to już kolejny raz, są w tym dobrzy, każdy koncert kończy się sukcesem i zapewne wielu widzom spodoba się ich głos i śpiew.
Wpływa na poziom naszej samoakceptacji i polega na częstym powtarzaniu zdania o pozytywnej konotacji. Przynosi więcej rezultatów, jeśli wypowiadając pomyślne dla nas zdania, jesteśmy spokojni i zrelaksowaniu. Ma ona doprowadzić do identyfikacji z wypowiadaną treścią. Formułując takie zdanie musimy pamiętać, że powinno ono być:
Do podświadomości przedostają się treści, które są wielokrotnie powtarzane. By zostały zrozumiane, konieczna jest owa powtarzalność. Pomocne może się również okazać wypowiadanie motywujących treści na głos lub nawet zapisywanie ich na kratce.
Sztukę wpływania na podświadomość wykorzystują również media. Reklamy wykorzystują wiele podprogowych bodźców, które wpływają na podjęcie przez nas decyzji np. o zakupie reklamowanego produktu. Czas jaki wystarczy, by wpłynąć na nasze zachowanie to zaledwie 0,4 sekundy. W tak krótkim czasie, wręcz niemożliwe jest świadome zarejestrowanie treści nam przekazywanych. Sukcesy tego typu reklam polegają na tym, że rejestrujemy przekazane nam bodźce, ale nie przetwarzamy ich. Technika, która także wykorzystuje przekazywanie ukrytych treści to backmasking. Wykorzystywana jest ona przez zespoły rockowe i polega na odczytaniu znaczenia słów, dopiero po odtworzeniu nagrania od tyłu.
Badacze ciągle zadają sobie pytanie, czy percepcja podświadoma rzeczywiście istnieje, czy jest tylko efektem przypadku…
Przeprowadzony przez Maartena Bosa (Radboud University Nijmegen) eksperyment wykazał, że przewaga podświadomości nad świadomością ma miejsce w stanach niedożywienia, zmęczenia i wyczerpania. Eksperyment polegał na pozbawianiu badanych posiłku przez kilka godzin. Po tym czasie badani mieli wykonać zadanie. Część z nich dostawała w międzyczasie napój wysokocukrowy, a część nie. Osoby, które podejmowały decyzje świadomie, robili to znacznie mniej efektywnie (w stanie bez spożycia posiłków przez jakiś czas). Optymalność podejmowania decyzji w sposób podświadomy nie zależała od poziomu cukru we krwi. Badania te są więc sprzeczne z poprzednimi, które wykazały, że stan odpoczynku i relaksu jest dla podświadomości dobrym podłożem do „pracy”. Kwestia ta wymaga więc kolejnych badań, które będą mogły potwierdzić jedną z hipotez i odpowiedzieć na pytanie: w których warunkach podświadomość lepiej pracuje- „na głodnego”, czy w stanie wypoczynku.
To najbardziej dosadna technika urzeczywistnienia sobie jakiejś myśli. Polega na zobrazowaniu, czyli wyobrażeniu sobie danej myśli tak, by ukazała się naszym oczom. Każdy właściciel budowy ma przed oczami dom, który buduje zanim jeszcze pozyska grunt, na którym chce go postawić. Wyobrażenia te i myślenie na ten temat pozwala na zrealizowanie owej wizji i dążenie do tego, by dom rzeczywiście wyglądał tak, jak w wizji.
Polega na pewnych działaniach naszego umysłu, które są nakierowane na wyraźny i ściśle określony cel. W technice tej zespala się funkcje świadomości i podświadomości. Ważna jest wiara w powstałą wizję i plan oraz skupienie się na pozytywnych aspektach realizacji określonego celu. Technika ta jest nazywana również modlitwą naukową i niekoniecznie jest utożsamiana z wiarą w Boga. Jej siła leży w naukowym zrozumieniu działających sił. Przykładem tego typu działania mogą być magiczne śpiewy i tańce ludów prymitywnych, których celem było np. wyleczenie któregoś z członków plemienia.
Joseph Murphy przedstawia stan półsnu jako okres najbardziej korzystny dla naszej podświadomości, która w tym stanie jest najbardziej chłonna. Jest to dobry czas, by wpoić swojej podświadomości pozytywne myśli.
Oprócz półsnu, najnowszym fenomenem naszego mózgu jest sen świadomy i charakteryzuje się tym, że osoba śpiąca wie, że to co aktualnie przeżywa jest tylko wytworem snu, nie jest rzeczywiste, gdyż wydaje się dziwne i absurdalne.
Czym charakteryzuje się sen:
Świadomy sen pozwala nam wpływać na bieg snu, zachować kontrolę, możliwość działania, poczucie tożsamości. Termin ten wprowadził holenderski uczony Frederik van Eeden w 1913 roku, który sam wielokrotnie podczas swojego życia doświadczał świadomego snu. Nie można świadomie śnić, kiedy tylko mamy na to ochotę. Nawet po kursach i treningach świadomego snu, śni się świadomie tylko 2-3 razy w tygodniu. Dużym problemem jest również ustalenie, czy do świadomego snu rzeczywiście doszło. Musimy się tu zdać na subiektywne relacje osób, które tego doświadczyły. Pewne wskazówki można uzyskać analizując neuronalną aktywność mózgu śpiącego. Wielu badań potrzeba, by wyjaśnić ten fenomen mózgu. Jednak już dziś psychologowie wykorzystują to zjawisko do tego, by zmniejszyć ilość koszmarów sennych wśród swoich pacjentów i autosugestią poprawić jakość ich snu oraz uwolnić od przykrych przeżyć z tym związanych.
Przedstawione techniki i metody mogą budzić wiele wątpliwości i kontrowersji. Wiele z nich nie ma bowiem naukowego poparcia i udowodnienia, a więc uchodzi za nierzetelne. Dlatego według mnie, na niektóre z nich należy spojrzeć z pewną dozą ostrożności. Niewątpliwe jest jednak, że pozytywne nastawienie, pozytywne myślenie i wiara we własne siły na pewno nie zaszkodzą, a wręcz przeciwnie- mogą przyczynić się do naszego lepszego samopoczucia i wiary we własne możliwości. Nie możemy przecież zrezygnować z własnych marzeń, gdyż często są one siłą napędową naszego działania. Techniki te zostały przedstawione, ponieważ część z nich jest po prostu ciekawa i warto się z nimi zapoznać, choćby dlatego, by móc wyrazić swoją krytykę na ich temat.
Arykuł powstał w ramach projektu "Studencka Kawiarnia Możliwości"
Projekt współfinansowany jest ze środków Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego.
Stress. It makes your heart pound, your breathing quicken and your forehead sweat. But while stress has been made into a public health enemy, new research suggests that stress may only be bad for you if you believe that to be the case. Psychologist Kelly McGonigal urges us to see stress as a positive, and introduces us to an unsung mechanism for stress reduction: reaching out to others.
Powszechnie wiadomo, że kobiety i mężczyźni różnią się od siebie. Różnica ta nie dotyczy jednak tylko i wyłącznie wyglądu zewnętrznego, ale niemalże wszystkich sfer naszego życia. Każda płeć inaczej pojmuje świat, interpretuje problemy czy postrzega codzienne sytuacje. Analizując liczne badania można stwierdzić, iż więcej jest różnic niż podobieństw, a łączy nas jedynie pobyt na tej samej planecie i przynależność do tego samego gatunku.
Badania wykazały, że kobiecy mózg jest mniejszy od męskiego, co jednak nie potwierdza tezy o ich rzekomo niższej sprawności intelektualnej. Wręcz przeciwnie. Mają one możliwość zdobywania wybitnych osiągnięć zarówno w dziedzinach typowo męskich np. matematyka lub fizyka. Dowiedziono nawet, że kobiety osiągają o 3% lepsze wyniki w testach na inteligencję. Ich mózg ma o 10% grubsze spoidło oraz o 13% więcej połączeń między prawą a lewą półkulą, dlatego też kobieta może jednocześnie iść, rozmawiać i słuchać muzyki. Potrafi szczotkować zęby w górę i dół, a w tym czasie polerować stół ruchami okrężnymi, co dla mężczyzn jest zadaniem trudnym bądź niewykonalnym. Mózg mężczyzn jest bowiem „poszufladkowany” i może skupiać się tylko na jednej rzeczy w danym momencie. Dlatego też większość mężczyzn wyłącza telewizor, gdy rozmawia przez telefon. Nie chodzi tu jednak o dochodzenie, kto jest lepszy i mądrzejszy, ponieważ można byłoby się kłócić bez końca. Kobiety i mężczyźni są po prostu inni, każdy jest obdarzony różnymi predyspozycjami, dzięki czemu mogą się wzajemnie uzupełniać.
Powyższe rysunki, z pozoru humorystyczne i zabawne, zawierają więcej prawdy niż mogłoby się nam wydawać. Winowajcą tak licznych różnic w możliwościach i talentach obu płci jest… prehistoria. Tak, to właśnie ewolucja jest odpowiedzialna za brak umiejętności mężczyzn w rozpoznawaniu potrzeb i emocji innych, a kobiet do określania kierunków i drogi do celu. Dawno, dawno temu każdy miał dokładnie określone swoje obowiązki. Rolą mężczyzny było upolowanie zwierzyny, by zagwarantować swojej rodzinie pożywienie oraz bezpieczeństwo. Wykształcił w sobie takie umiejętności jak odnajdywanie kierunku przy przemierzaniu dużych odległości, opracowywanie odpowiedniej taktyki podczas polowania czy też umiejętność trafiania do celu. Kobiety natomiast miały za zadanie wychowywanie dzieci i dbanie o gniazdo rodzinne, dlatego też umiejętności, których potrzebowały do egzystencji to przede wszystkim zdolność obserwacji otoczenia, by dostrzec oznaki niebezpieczeństwa, wyczuwanie każdej zmiany w zachowaniu dzieci lub dorosłych oraz umiejętność rozpoznania drogi powrotnej do domu za pomocą cech charakterystycznych najbliższego terenu. Właśnie przez taki podział obowiązków mózgi kobiet i mężczyzn zostały zaprogramowane w odmienny sposób.
Oczy mężczyzn są większe niż u kobiet, co jednak nie oznacza, że widzą więcej. Widzą po prostu inaczej. Mężczyzn charakteryzuje widzenie tunelowe, które polega na dokładnym widzeniu tego, co jest bezpośrednio przed nim, nawet jeśli znajduje się to daleko od niego. Można je porównać do patrzenia przez lornetkę. W przeszłości musiał bowiem z daleka wypatrzyć zwierzynę i nic nie mogło odrywać jego uwagi od celu. Z kolei kobiece widzenie nazywamy peryferyjnym, gdyż układa się ono w stożek o kącie 45º, a jego obwód często obejmuje nawet do 180º. Szerokie widzenie umożliwiało kobiecie kontrolowanie, czy drapieżniki nie zbliżają się do gniazda. Ich oczy posiadają więcej czopków w siatkówce, co również wpływa na rozpoznawanie kolorów. Kobieta bez trudu określi odcienie niebieskiego np. błękitny, turkusowy, lazurowy czy chabrowy, podczas gdy dla mężczyzny niebieski to po prostu niebieski. Różnice w widzeniu dają także odpowiedź na pytanie: dlaczego mężczyźni nie potrafią niczego znaleźć w szafkach lub lodówce, a bez trudu trafią do najbliższego pubu? Kobieta dzięki szerszemu polu widzenia oraz estrogenom potrafi objąć wzrokiem całą zawartość lodówki, bez poruszania głową i bez problemu zlokalizować poszukiwaną rzecz. Mężczyzna natomiast posiada wzrok, który jest przystosowany do widzenia na duże odległości, dlatego ma kłopot z odnalezieniem kluczyków czy skarpetek leżących blisko niego. Według najnowszych badań, mężczyzna szuka w lodówce wyrazu „masło”, a jeśli jest ono obrócone napisem do tyłu, to szanse na jego znalezienie są znikome. Ostatnią kwestią związaną z widzeniem, jaką chciałabym poruszyć jest mit oglądania się mężczyzn za innymi kobietami. Dlaczego mit? Bowiem nie tylko mężczyźni oglądają się za innymi przedstawicielami płci przeciwnej. Seksuolodzy twierdzą, że kobiety robią to nawet częściej, lecz tylko mężczyźni, poprzez widzenie tunelowe, są na tym przyłapywani przez swoje partnerki. Gdy para podczas spaceru mija atrakcyjną blondynkę, kobieta zazwyczaj dostrzega ją szybciej i dokonuje analizy porównawczej z własną sylwetką, siebie przeważnie oceniając niżej. Kiedy mężczyzna w końcu dostrzeże ową blondynkę, musi odwrócić głowę, aby na nią spojrzeć. Zapada w trans, a do ust napływa mu ślina. Reakcja ta potocznie nazywana jest „ślinieniem się”. Zazwyczaj dostaje on wtedy, łagodnie mówiąc, upomnienie od swojej partnerki. W takim momencie kobiecie przychodzą do głowy myśli, że nie jest wystarczająco atrakcyjna, a jej wybranek wolałby być z kimś innym niż z nią. W rzeczywistości jednak mężczyzna wcale nie pragnie natychmiast biec za tamtą kobietą. Odzywa się tu jego samczy instynkt, który przypomina mu o szukaniu okazji powiększania liczebności plemienia. Mężczyźni są wzrokowcami, dlatego każda kobieta o odpowiednich kształtach zwróci ich uwagę i nie oznacza to, że nie kochają oni swoich partnerek.
Dane dotyczące ilości wypowiadanych słów przez mężczyzn i kobiety znacznie różnią się w zależności od źródła, z którego korzystamy. Niektóre bowiem podają, że kobiety wypowiadają ok. 20 tys. słów dziennie, a mężczyźni 10 tys. Inne zaś mówią, że liczba ta wynosi odpowiednio dla kobiet – 10 tys., a dla mężczyzn – 4 tys. Dane te różnią się, jednak w każdym przypadku zachowany jest stosunek, z którego wynika, iż kobiety mówią dwa razy więcej niż przedstawiciele płci przeciwnej. Dzieje się tak, ponieważ kobiety mają bardzo wyraźnie zaznaczony ośrodek mowy w mózgu. Ewoluowały one przebywając w grupie z pozostałymi kobietami, a przetrwanie zapewniała im właśnie umiejętność nawiązywania kontaktu i tworzenia bliskich więzi. Podczas wykonywania wspólnych czynności, takich jak zbieranie owoców, mogły one przez cały czas plotkować o codziennych sprawach. Mężczyźni natomiast, musieli w milczeniu czuwać, by nie spłoszyć zwierzyny. Kobiety mówią więc niemalże bez przerwy i podczas każdej czynności np. zakupów czy oglądania telewizji. Dwie kobiety mogą wrócić ze wspólnie spędzonych wakacji, a po powrocie jeszcze przez godzinę rozmawiać przez telefon. Kobieta potrafi opowiedzieć o ostatniej imprezie nie pomijając takich szczegółów jak: kto był w co ubrany, kto co powiedział, jak wszyscy się czuli itd. Mężczyzna spytany o tą samą imprezę odpowie tylko, że było fajnie. Dzięki tak doskonale rozwiniętym ośrodkom mowy dziewczynki szybciej uczą się języków obcych, lepiej radzą sobie z gramatyką, ortografią i interpunkcją. Mężczyźni z kolei częściej się jąkają i cierpią na dysleksję.
Mowa jest dla kobiet sposobem na odreagowanie po ciężkim dniu, rozwiązaniem kłopotów, gdyż mówiąc o nich głośno, tym samym porządkują je. Nie chodzi tu wcale o szukanie rozwiązań owych problemów, czy dochodzenie do konkretnych wniosków, lecz o samą rozmowę na ich temat, o możliwość opowiedzenia o tym co je trapi. Jest to dla nich formą oczyszczenia – omawianie problemu z każdej możliwej perspektywy redukuje stres. Właśnie ta umiejętność pozwala kobietom lepiej radzić sobie ze stresem niż mężczyźni, co sprawia, że żyją one dłużej. Mężczyzna zwierza się koledze tylko w przypadku, gdy wie, że ten może mu pomóc. Chociaż i to dzieje się stosunkowo rzadko, ponieważ poprzez męską rywalizację i chęć bycia najlepszym, większość z nich nie przyzna się, że nie potrafi sobie z czymś poradzić – mógłby przecież być wtedy postrzegany jako ktoś słabszy.
Jak już wcześniej wspomniałam, kobiety mają zdecydowanie większy przepływ informacji między obiema półkulami, dlatego też nie tylko potrafią mówić na kilka tematów jednocześnie, ale też mogą skakać z tematu na temat, stosować liczne, dość zawoalowane dygresje oraz nie ominąć żadnego, nawet najmniejszego szczegółu. Mózg mężczyzn jest w stanie poradzić sobie tylko z jednym tematem, więc niemałą frustrację wywołuje u nich wielotorowość rozmów partnerek. Do zagubienia doprowadza ich też aluzyjny sposób mówienia kobiet. Pozwala on na nawiązywanie pozytywnych stosunków z innymi, bez agresywnego wydźwięku. W kontaktach kobieta – kobieta, sposób ten jest korzystny, ponieważ potrafią one zrozumieć znaczenie słów, jednakże w przypadku relacji kobieta – mężczyzna nie jest to już tak proste. Mężczyźni bowiem używają bezpośredniego sposobu mówienia, traktując dosłownie wszystko to, co słyszą. Na ogół wypowiadają krótkie, uporządkowane zdania, używając prostych słów.
Kobieca intuicja jest jedną z rzeczy, która od dawna zadziwia mężczyzn. Panie mają dużo bardziej rozwinięte zdolności postrzegania zmysłowego, ponieważ obrona rodzinnego gniazda wymagała od nich wyczuwania najdrobniejszych zmian nastroju, świadczących o głodzie, bólu agresji czy depresji. W czasie rozmowy twarzą w twarz kobiety doskonale wychwytują i analizują sygnały niewerbalne przekazu, dlatego nie mają trudności z rozpoznaniem kłamcy. Są niezwykle wrażliwe na wszelkie zmiany w tonie głosu, wysokości i natężeniu, dzięki czemu z łatwością rozpoznają zmiany emocjonalne wśród dzieci i dorosłych. Jest to też powodem, dla którego kobiety podczas kłótni z mężczyzną często stwierdzają: „Nie mów do mnie tym tonem!”, podczas gdy mężczyźni nie wiedzą o co im chodzi. Podobno przeciętna kobieta potrzebuje około 10 minut, by zanalizować stosunki między pięćdziesięcioma parami znajdującymi się w jednym pomieszczeniu. Po chwili wie, kto się z kim przyjaźni lub rywalizuje, kto jest szczęśliwy w związku, a kto skłócony. Badania wykazały, że kobiety potrafią rozpoznać powód płaczu niemowląt, nawet jeśli opierają się tylko na widoku płaczącego dziecka, bez bodźców dźwiękowych. Mężczyźni w tym eksperymencie uzyskali znacznie gorsze wyniki.
Aby odpowiedzieć na powyższy pytanie należy najpierw bliżej przyjrzeć się wyobraźni przestrzennej każdej z płci. Badania wykazały, że obszar odpowiedzialny za tę umiejętność u mężczyzn znajduje się w prawej półkuli mózgu i jest to jedna z ich najlepiej wykształconych zdolności. Jeśli zaś chodzi o kobiety, obszar ten usytuowany jest w obu półkulach, a ponadto nie jest wyraźnie zaznaczony. Powoduje to m.in. trudności z dostrzeżeniem głębokości obrazu, czyli widzenia trzeciego wymiaru, z czym mężczyźni radzą sobie doskonale. Ograniczone zdolności przestrzenne są również przyczyną kłopotów z parkowaniem równoległym. Kobiety uczą się lepiej od mężczyzn, dlatego z badań przeprowadzonych w szkołach jazdy wynika, że osiągają one lepszy poziom parkowania tyłem. Świetnie radzą sobie z powtórzeniem zadania w tym samym otoczeniu i warunkach, lecz w prawdziwym ruchu ulicznym każda sytuacja jest inna i wymaga dobrej wyobraźni przestrzennej. Nie można się tego wyuczyć, dlatego kobiety wolą parkować w miejscu z większą ilością wolnej przestrzeni, niż próbować zmieścić się pomiędzy dwoma samochodami ustawionymi w niewielkiej odległości od siebie. Niski poziom wyobraźni przestrzennej kobiet niesie ze sobą także inne konsekwencje. Jedną z nich jest kłopot z odczytywaniem mapy i określaniem kierunków. Mężczyźni bez trudu potrafią przeobrazić dwuwymiarową mapę w obraz trójwymiarowy, natomiast kobiety, by ustalić drogę potrzebują perspektywy trójwymiarowej. Wielu z nas być może znana jest sytuacja, w której mężczyzna kierujący pojazdem prosi o ustalenie na mapie dalszego kierunku jazdy siedzącą obok partnerkę. Ta zaś, po otwarciu mapy zaczyna odwracać ją do góry nogami, potem odwraca ją we właściwej pozycji i jeszcze raz przekręca. O ile jeszcze jadąc na północ jakoś daje sobie radę, to w przypadku podróży na południe problem staje się większy. Po chwili mężczyzna zaczyna się denerwować i krzyczeć, by przestała kręcić mapą. Dla kobiety logiczne jest, że jeśli położy ją w kierunku, w którym zmierzają, z łatwością będzie mogła odczytywać nazwy mijanych ulic, tylko wówczas są one napisane do góry nogami. Jest to jedna z najczęstszych kłótni między kobietami a mężczyznami na całym świecie, a jej przyczyną nie jest złośliwość którejś ze stron, ale indywidualne umiejętności uwarunkowane ze względu na płeć. Mężczyzna potrafi w myślach obracać mapę, a gdy chce wrócić do tego samego punktu już jej nie potrzebuje, gdyż jego mózg przechowuje wcześniejsze informacje. Potrafi on również wskazać północ, nawet jeśli znajduje się w nieznanym pomieszczeniu bez okien. Udzielając wskazówek kobiecie nigdy nie zależy formułować ich: „Skieruj się na południe” czy „Przez pięć kilometrów jedź na zachód”. Zamiast tego warto posługiwać się punktami orientacyjnymi w terenie np. „Przejedź obok parku i skręć w lewo za dużym budynkiem z reklamą Banku Narodowego”. To znacznie ułatwi życie zarówno jednej jak i drugiej stronie.
Wiele lat temu mężczyźni wracali z polowania do domu, by resztę dnia spędzić wpatrując się w ogień wraz z pozostałymi mężczyznami. Potrafili tak siedzieć bez słowa godzinami, gdyż było to dla nich pewną formą relaksu i rozładowania stresu. W dzisiejszych czasach jest podobnie, tylko miejsce ognia zajął telewizor, gazety lub sport. Kobieta preferuje odpoczynek podczas oglądania takich programów telewizyjnych, które poruszą ją emocjonalnie i ukazują interakcje międzyludzkie. Chętnie ogląda też reklamy. Mózg mężczyzny natomiast, nastawiony jest na rozwiązywanie problemów i jak najszybsze dotarcie do sedna sprawy, dlatego skacze po kanałach telewizyjnych, analizując problem w każdym z włączanych po kolei programów. Dzięki oglądaniu problemów innych ludzi mężczyzna zapomina o własnych, ponieważ jego mózg może zajmować się tylko jedną rzeczą na raz. Dziwią ich pretensje kobiet co do ich rzekomego braku zainteresowania jej problemami, bo uważają, że należy im się chwila dla siebie. Jest do dla niego forma oderwania się od zmartwień, dlatego kobiety nie powinny aż tak się tym przejmować.
Mężczyznom do oddawania moczu nigdy nie służyły ubikacje, tylko przeważnie zarośla. Obecnie mężczyźni także załatwiają swoją potrzebę fizjologiczną raczej przy drzewie lub murku niż na otwartej przestrzeni. Dopiero pod koniec XIX w. wymyślono ubikację ze spłuczką. Współcześnie toalety publiczne podzielone są na dwie części – dla kobiet z sedesami, a dla mężczyzn z pisuarami. Toalety w domach prywatnych spełniają jednak tylko potrzeby kobiet. Aby nie usiadły na mokrej od moczu desce klozetowej mężczyźni muszą ją podnosić, a jeśli o tym zapomną, muszą zazwyczaj wysłuchać reprymendy. W niektórych krajach m.in. w Szwecji istnieją przepisy, które za względu na poprawność polityczną, nakazują siadać mężczyznom podczas oddawania moczu. W rzeczywistości jest im obojętne w jakiej pozycji znajduje się deska, lecz denerwują ich kobiety, które za wszelką cenę domagają się jej opuszczania. Może wystarczyłoby ich poprosić i zaznaczyć, że przecież muzułmanie również siadają podczas oddawania moczu i nie twierdzą, że uwłacza to ich męskości. W ostateczności można też wprowadzić podział sprzątania łazienki.
Zakupy są dla mężczyzny jedną z najbardziej stresujących czynności. Widzenie tunelowe umożliwia mu bowiem przemieszczanie się od punktu A do punktu B. Zakupy natomiast polegają na poruszaniu się slalomem między kolejnymi stoiskami, sklepikami i tłumem ludzi. Zmiana kierunku wprawia mężczyznę w zdenerwowanie, bo wymaga od niego bardziej świadomej decyzji. Męskie zakupy wyglądają tak, że potrafi on szybko upolować cel i wrócić do domu. Kobiety również kupują tak samo jak dawniej, kiedy to wyruszały z grupą innych kobiet na cały dzień w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Nie miały określonego limitu czasowego bądź dokładnego celu. Spędzały cały dzień na próbowaniu i dotykaniu różnych, ciekawych rzeczy, rozmawiając przy tym na rozmaite tematy. Nawet pomimo powrotu do domu wieczorem z pustymi rękami, były szczęśliwe z cudownie spędzonego czasu. Dla mężczyzny taka sytuacja byłaby kompletną porażką. Istnieją jednak sposoby, które ułatwiają mężczyźnie przetrwać tą czynność. Po pierwsze to on powinien pchać wózek na zakupy, ponieważ w ten sposób może mieć coś pod kontrolą i wykorzystać swoje zdolności przestrzenne. Można poprosić go o radę, w jaki sposób najlepiej ułożyć zakupy w wózku tak, by wszystko się zmieściło. Ponadto podczas poruszania się po sklepie warto dawać mu konkretne wskazówki (markę, smak czy wielkość), prosząc, by znalazł ten produkt w najniższej cenie. Na koniec nie zapominajmy o nagrodzie, którą może być wybrany smakołyk. Podczas kupowania odzieży należy stosować te same zasady (rozmiar, kolor, cena).
Odnajdywanie drogi jest jedną z najważniejszych umiejętności mężczyzny. Zatrzymanie się podczas podróży, by spytać o drogę jest równoznaczne z przyznaniem się przez niego, że zabłądził, a tym samym zawiódł. Nigdy żaden osobnik płci męskiej nie chciał być postrzegany jako nieudacznik, dlatego też ich mózg został w odpowiedni sposób zaprogramowany. Większość z nich wolałaby umrzeć niż przyznać się kobiecie do błędu. Prawdopodobnie mężczyzna zapytałby o drogę, jeśli akurat jechałby sam, lecz w jej obecności jest to wykluczone. Gdy kobieta proponuje owo rozwiązanie, mężczyzna czuje się niekompetentny, beznadziejny, uważa, że kobieta może przestać go kochać, bo jest on do niczego. Właśnie dlatego mężczyźni zawsze muszą mieć rację. Wpływ na to ma również wychowanie. Już jako mali chłopcy mieli wpajane, że chłopaki nie płaczą, prawdziwy mężczyzna jest twardy, ze wszystkim sobie potrafi poradzić itp. Ich wzorami do naśladowania byli tacy bohaterowie jak Batman, Superman czy Zorro. Zawsze potrafili wykonać zadanie, wyjść z opresji i uratować bezbronną kobietę. Powyższe stereotypy ukształtowały w mężczyznach tak wielką chęć bycia idealnym i nieomylnym. Kobiety natomiast muszą wykazać się niezwykłą ostrożnością podczas dyskusji z mężczyzną o jakimś problemie lub nawet wyborze urodzinowego prezentu, gdyż podarowanie mu poradnika dostarcza informacji: „Nie jesteś dość dobry”. Tak ogromna niechęć wobec otrzymywania jakichkolwiek rad nie oznacza jednak, że mężczyzna nie lubi sam ich udzielać. Przeciwnie – wprost uwielbia przedstawiać gotowe rozwiązania. Dlaczego? Otóż ewoluował on jako myśliwy, którego głównym obowiązkiem było trafiać w cel, by wszyscy mieli co jeść. Konsekwencją tego było wykształcenie w jego mózgu obszaru umożliwiającego trafiania w cel i rozwiązywania problemów. Jest on więc nastawiony na rezultaty. Mężczyzna nie rozmawia o swoich problemach z innymi, ponieważ uważa, że sam sobie doskonale poradzi. Dlatego rzadko mówią o tym, co ich dręczy i mają taki problem z powiedzeniem: „Przepraszam”. Jest to bowiem przez nich traktowane jako przyznanie się do tego, że zawiedli.
Odpowiedź na to pytanie jest prosta: o niczym. Dla kobiet, które w toalecie rozmawiają o wszystkim, jest to rzecz abstrakcyjna, aczkolwiek tak właśnie jest – mężczyźni wcale nie rozmawiają w toalecie, nie nawiązują nawet kontaktu wzrokowego. Wolą kabiny ze ścianami od sufitu do podłogi, a podczas korzystania z pisuaru zazwyczaj nie stoją jeden obok drugiego, tylko co drugie miejsce, by nie stać obok obcego mężczyzny, który mógłby mu się przyglądać. Damskie toalety z kolei, są miejscem spotkań towarzyskich, kobiety omawiają warunki toalety, dyskutują o problemach, kosmetykach, mężczyznach, ubiorze i wyglądzie innych oraz swoim. Jest to również miejsce zawierania nowych znajomości – kobiety, które widzą się pierwszy raz, mogą pożyczać sobie kosmetyki. W przeciwieństwie do mężczyzn, preferują kabiny z dużymi szparami, bo nawet gdy już usiądą na sedesie mogą dalej rozmawiać i podawać sobie różne rzeczy. Fakt, że kobiety chodzą do toalety stadami, także ma swoje odzwierciedlenie w przeszłości, bowiem do roku prawie 1900 toalety były małymi buduarami na tyłach domu. Dla bezpieczeństwa kobieta chodziła do toalety zawsze w towarzystwie innej kobiety, mężczyzna natomiast był w stanie sam się obronić w razie potrzeby, dlatego szedł sam. Mimo tego, że została ona po czasie przeniesiona do domu, kobiety zachowały zwyczaj grupowego chodzenia do toalety. Wśród mężczyzn raczej nie usłyszymy stwierdzenia: „Paweł, idę do toalety, pójdziesz ze mną?”, gdyż mogłoby to być postrzegane jako co najmniej dziwne.
Każda z płci ma swoje lepsze i gorsze strony. Niektórzy mówią, że lepiej jest być mężczyzną, ponieważ mechanicy samochodowi mówią Ci prawdę, zmarszczki dodają charakteru, bielizna kosztuje kilkadziesiąt złotych za sześć sztuk, a czekolada jest tylko jedną z przekąsek. Ponadto osoba, z którą rozmawiasz, nie gapi się na twój biust i nie musisz wychodzić z pokoju, aby poprawić makijaż. Inni z kolei uważają, że wspaniale jest być kobietą, gdyż możesz rozmawiać z osobami płci przeciwnej, nie wyobrażając sobie ich nago, taksówki zatrzymują się, kiedy je przywołujesz, a swojego szefa możesz przerazić tajemniczymi dolegliwościami ginekologicznymi. Poza tym, gdy tańczysz, nie przypominasz żaby w mikserze, a wychodząc za mąż za osobę o 20 lat młodszą, zdajesz sobie sprawę, że wyglądasz jakbyś szła z własnym synem. Niewiarygodne jest to, że kobiety i mężczyźni, z pozoru tacy sami, tak naprawdę są zupełnie od siebie różni. Istnieją rozmaite koncepcje mówiące o tym, że obie płci są identyczne. Wymagają od nas tych samych zachowań, jednocześnie twierdząc, iż mamy te same możliwości. Natomiast prawda jest taka, że Matka Natura zaprogramowała nasze mózgi w zupełnie inny sposób i nie jesteśmy w stanie tego zmienić. Kobiety zawsze będą miały problem z parkowaniem, a mężczyźni z wykonaniem kilku czynności jednocześnie. Najważniejsze jest jednak to, że potrafimy się wzajemnie uzupełniać, a jeśli każda ze stron wykaże się odrobiną zrozumienia dla biologicznych uwarunkowań partnera, to może uda się uniknąć niejednej kłótni.
Zapominanie to problem, który dotyczy każdego z nas. Nie jest to powód do zmartwień, dopóki nie pojawia się zbyt często. Nie wszyscy jednak mają świadomość, dlaczego w naszej pamięci pojawiają się ubytki. Działanie naszego mózgu, w tym i pamięci, jest na tyle interesujące, że warto się zastanowić, dlaczego zdarza nam się zapominać.
Zapominanie to po prostu utrata zdolności do przypomnienia sobie tego, co wcześniej zastało zapamiętane. Jest to jednak pojęcie wieloznaczne. Oznacza jednocześnie „wymazanie” pewnych informacji z pamięci, niemożność przypomnienia sobie czegoś (co często znajduje się „na końcu języka”) lub modyfikacja pewnych danych.
Pojawia się jednak pytanie, dlaczego w ogóle zapominamy. Czy ma to jakikolwiek sens?
Otóż ma i to w dodatku niebagatelny. Utrata informacji, czyli zapominanie, pozwala na lepszą pracę naszego mózgu. Zapominając odciążamy go i jednocześnie pozbawiamy nadmiaru niepotrzebnych informacji, by móc zapamiętać to, co jest nam bardziej przydatne. Zapominanie stanowi więc swojego rodzaju mechanizm obronny, który tak naprawdę, choć brzmi to absurdalnie, pomaga w zapamiętywaniu, tyle że czegoś innego.
Zapominanie jest ponadto wynikiem niedostatecznej koncentracji uwagi w procesie zapamiętywania. Warto wiedzieć, że zapominanie postępuje najszybciej zaraz po zakończeniu nauki, potem zachodzi dużo wolniej.
Psychologia poznawcza, jak dotąd, wyróżniła cztery główne teorie zapominania. Należą do nich:
Teoria upływu czasu: zgodnie z tą teorią zapominamy to, czego na co dzień nie wykorzystujemy lub nie jest wiedzą konieczną dla codziennego życia. Według badań, najczęściej zapominamy rzadko używane nazwy własne.
Teoria utraty dostępu: teoria ta wiąże zapominanie z defektem przypominania sobie jakiejś informacji, co z kolei może być wynikiem wcześniejszego błędnego jej zakodowania. Informacja istnieje gdzieś w pamięci, ale w danej chwili dostęp do niej jest utrudniony. Nierzadko po upływie pewnego czasu, choćby już następnego dnia, jesteśmy w stanie bez trudu przypomnieć sobie tę informację.
Teoria interferencji: dotyczy ona dwóch zjawisk, jakie mają miejsce w naszym mózgu, a mianowicie interferencji wstecznej, która sprawia, że nowe wspomnienia blokują lub usuwają stare oraz interferencji aktywnej, uniemożliwiającej zapamiętywanie nowych wspomnień poprzez ich blokowanie.
Teoria wyparcia: opiera się na założeniu, że nieuświadomione mechanizmy, które funkcjonują w naszym mózgu sprawiają, że wspomnienia traumatyczne czy nieprzyjemne zostają usunięte z pamięci lub chociażby zablokowane. Zygmunt Freud, będący autorem tej teorii, uważał, że faktycznie informacje nadal są obecne w naszej pamięci, jednak są intensywnie tłumione, co uniemożliwia ich przypominanie. Powstaje wówczas subiektywne wrażenie, że zwyczajnie nie istnieją. Takie dane gromadzą się jednak w naszej podświadomości i nierzadko mają wpływ na nasze zachowanie.
Aby lepiej zapamiętywać, nie można pozbawiać się solidnej porcji snu, który ma zbawienny wpływ na pracę mózgu, a podczas którego zwyczajnie mniej zapominamy.
Należy unikać środków odurzających, w tym narkotyków, ponieważ zakłócają proces zapamiętywania. Największe ubytki w pamięci może spowodować, wydawałoby się niewinna, marihuana.
Ponadto warto pamiętać, by po zakończeniu nauki nie podejmować pracy podobnej do tej wykonywanej niedawno. Ważne, by zmieniać pozycje podczas nauki, uczyć się naprzemiennie zupełnie innych rzeczy lub po zakończeniu zapamiętywania zabrać się na przykład za mycie okien. Zmiana pracy na podobną nie sprzyja, niestety, zapamiętywaniu.
Zaskakujący może być fakt, że aby poprawić pamięć, warto zadbać o sprawność fizyczną. To nie pomyłka. Regularne ćwiczenia na świeżym powietrzu mogą zdziałać cuda! Istotną rolę odgrywają również te, w które zaangażowany jest nasz mózg: trenujmy naszą pamięć (wprowadzając na przykład mnemotechniki).
Istnieją także teorie mówiące o zbawiennym wpływie technik relaksacyjnych na kondycję naszej pamięci. Trzeba się z nimi zgodzić – medytacje z pewnością poprawią naszą koncentrację, a tym samym zdolność zapamiętywania.
Nie można zapominać o diecie, która zagwarantuje naturalną poprawę stanu pamięci. Jeśli wzbogacimy nasze posiłki o kwasy omega-3 (ryby, ziarna słonecznika, dyni), warzywa, owoce, cukry złożone (ciemne, pełnoziarniste pieczywo, brązowy ryż, otręby), a nie proste i wyeliminujemy tłuszcze nasycone, możemy być pewni, że nasz mózg odwdzięczy nam się lepszą i trwalszą pamięcią.
Dudlmy G. A. (1994), Jak podwoić skuteczność uczenia się? (s. 210‑213). Warszawa: Wydawnictwo Medium
Lindsay H., Norman D.A. (1991). Procesy przetwarzania informacji u człowieka. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Posługuje się 11 językami, jest rekordzistą Europy w recytowaniu liczby pi, potrafi wykonywać skomplikowane obliczenia, podając wynik z dokładnością do 30 miejsc po przecinku. Każdej cyfrze przypisuje kolor lub kształt. Mowa o Danielu Tammecie, który oprócz tego, że jest geniuszem, cierpi na epilepsję oraz zespół Aspergera.
Przytoczyłam wyżej przykład Daniela, ponieważ opierając się na jego postaci, bardzo łatwo wyjaśnić, kim jest osoba z syndromem (zespołem) sawanta. To nikt inny jak geniusz, który jest jednocześnie upośledzony.
Jako pierwszy, przypadki tego syndromu opisał w 1789 Benjamin Rush. Oparł się na badaniach nad Thomasem Fullerem, który mimo nikłych zdolności matematycznych, potrafił w pamięci obliczyć, ile sekund przeżył człowiek w ciągu 70 lat, 17 dni i 12 godzin.
Podobnymi przypadkami zajął się również Jon Langdon-Down (odkrywca zespołu Downa). Opisał on 10 przypadków zespołu sawanta. Dokonał tego poprzez obserwację głównie swoich pacjentów ze szpitala psychiatrycznego w Londynie. Także Down był autorem prowokacyjnego określenia „idiota- sawant” (dziś już zapomnianego i nieużywanego), które dotyczyło osób o ilorazie inteligencji niższym niż 25, ale jednocześnie dysponujących nieprzeciętnymi zdolnościami umysłowymi. Ponadto każdy obarczony tym syndromem odznacza się znakomitą pamięcią.
Do dnia dzisiejszego zostało opisanych około 100 przypadków tego zjawiska. Pozwala to na scharakteryzowanie profilu osób cierpiących na sawantyzm. Cechą tych niezwykłych ludzi jest iloraz inteligencji w granicach od 40 do 70, choć i często ich IQ przekracza 114. Najczęściej syndrom kojarzony jest z autyzmem (1 przypadek na 10) lub z niedorozwojem umysłowym (1 na 2 tys. przypadków). Ponadto, wśród tych nietypowych geniuszy znajduje się decydująca liczba mężczyzn, bo aż 75% wszystkich przypadków. Kobiety stanowią zaledwie czwartą część ogółu.
Skąd jednak biorą się ich, chciałoby się powiedzieć, nadprzyrodzone zdolności? Otóż najczęściej są wynikiem bezlitosnej genetyki, a więc mają charakter wrodzony. Istnieją też przypadki, kiedy zespół ten objawia się jako efekt uszkodzenia lub choroby mózgu. Najrzadziej, choć odnotowano i taką możliwość, występuje sawantyzm u osób zupełnie zdrowych, ale które popadły w stan pewnego otępienia umysłowego.
Zdolności sawantów związane są przede wszystkim z aktywnością prawej półkuli mózgowej odpowiedzialnej za myślenie abstrakcyjne, artystyczne, a co za tym idzie mają szczególne zdolności wizualne i motoryczne. Zdarzają się i tacy, którzy wykazują niezwykłe zdolności językowe (jak wspomniany Daniel Tammet), choć takie możliwości należą do rzadkości. Najczęściej pojawiają się zdolności muzyczne i rachunkowe lub takie, które wiążą się z precyzyjnym odmierzaniem czasu.
Wzmożona aktywność prawej półkuli nie jest jednak przypadkowa. Uszkodzenie lewej półkuli mózgowej pobudza prawą do aktywności kompensującej utracone funkcje. Przeprowadzono także badanie na 17 osobach z autyzmem, które wykazało, że u 15 z nich doszło do uszkodzenia lewej półkuli, a 4 miało cechy sawantów. Rozwój lewej półkuli płodu trwa ponadto dłużej niż prawej, a obecność testosteronu może ten rozwój dodatkowo zakłócić. To wyjaśnia, dlaczego więcej przypadków sawantyzm zostaje odnotowanych w środowisku męskim.
Warto także wspomnieć, o innym odkryciu na terenie badań nad sawantyzmem. Okazuje się, że osoby z tym zespołem tracą swoje umiejętności, kiedy są zachęcani do ich rozwijania.
Niemniej jednak opisywany syndrom nadal pozostaje w dużej mierze zjawiskiem tajemniczym, a nowe doniesienia dają powody do intrygujących spekulacji, jakoby sawantem miał być po części każdy z nas.
Nie można zapomnieć również o Stephenie Wiltshire, autystycznym artyście, który potrafi narysować z pamięci całe miasto nie pomijając najmniejszych szczegółów. Wystarczy mu do tego tylko jeden lot helikopterem nad miastem.
Z kolei Leslie Lemke jest niezwykle uzdolniony muzycznie i może pochwalić się doskonałą pamięcią słuchową. Potrafi zagrać bezbłędnie tysiące utworów włącznie z tymi, które usłyszał po raz pierwszy w życiu. Cierpi na porażenie mózgowe, jest niewidomy i niedorozwinięty.
Kolejną istotną w tym temacie postacią jest Richard Wawro. Był autystycznym malarzem szkockim. Jego obrazy wykonywane z ogromną precyzją trafiały do kolekcji Margaret Thatcher czy Jana Pawła II, ponadto jego prace gościły w największych galeriach na całym świecie.
Alonso Clemons to kolejny, niezwykle utalentowany człowiek cierpiący na syndrom sawanta. Potrafi wyrzeźbić w 20 sekund wierną podobiznę zwierzęcia, które widział jedynie przez chwilę. Jego prace odznaczają się niezwykłym realizmem, zachowują szczegóły anatomiczne i właściwe proporcje. Alonso jest niepełnosprawny i obarczony zaburzeniami rozwojowymi.
Postać Daniela Tammeta została przytoczona już na początku. Warto jednak dodać, że oprócz znajomości wielu języków obcych, stworzył swój własny, który nazwał Mänti (z fińskiego "sosna"). Wydał autobiografię pt. „Urodziłem się w niebieski dzień”.
W dorobku kultury masowej znalazły się również filmy, które poruszają temat sawantyzmu. Wspomniany Rain Men zalicza się oczywiście do tej grupy, ale nie jest to przykład odosobniony. Forrest Gump to także przedstawiciel osób z zespołem sawanta, z tą różnicą, że w powieści jest określony dokładniej, w filmie pomija się ten fakt. Także w jednym z odcinków Dr Housa pojawia się postać sawanta niezwykle uzdolnionego muzycznie. Także film K-PAX opisuje historię człowieka z objawami sawantyzmu. Bohaterem jest pacjent szpitala psychiatrycznego, który dysponował niezwykłą wiedzą astrofizyczną.
Niewątpliwie tematykę sawantyzmu podejmuje również film Piękny umysł, który został oparty na historii profesora Johna Nasha.
Syndrom sawanta może zaskakiwać, jak i budzić różne inne skrajne emocje. Może też jednak zachwycać. Zapraszam do obejrzenia filmu, który ukazuje, na czym polegają „nadprzyrodzone” zdolności osób cierpiących na to schorzenie. W roli głównej opisany wyżej Stephen Wiltshire, nazywany „ludzką kamerą”:
http://www.youtube.com/watch?v=ckqDX2XpdyY
Model rodziny, od narodzin ludzkości, ulega stale przemianom. Ponieważ w XXI w. rządzi wolność i swoboda, przestaje mieć on jednolite reguły. Być może za kilka pokoleń rodzina stanie się reliktem o wręcz muzealnej wartości. Czy da się temu zapobiec?
Rodzina w ujęciu językoznawczym definiowana jest w sposób najbliższy temu, funkcjonującemu w mowie codziennej. Jak podaje „Słownik języka polskiego” Polskiego Wydawnictwa Naukowego, rodziną określani są „małżonkowie i ich dzieci; ogólniej też: osoby związane pokrewieństwem i powinowactwem”. Drugą część owego określenia odnaleźć można wyłącznie w tymże ujęciu, ponieważ z punktu widzenia socjologii, rodziną nazywane są tylko osoby, o których mowa w jego pierwszym fragmencie. Jednakże omawiając kwestie rodzinne nie myślimy jedynie o tak wąsko zakreślonych definicją tematach, ale o wiele bardziej złożonych kwestiach, bezpośrednio z nimi powiązanych.
Gdziekolwiek pojawia się układ żywych organizmów, muszą też zaistnieć procesy ewolucyjne. Ten schemat odnosi się oczywiście do świata fauny i flory, ale można go również odnaleźć w tematyce familijnej. Pytanie brzmi: na jakiej płaszczyźnie należałoby szukać owych procesów? Otóż nietrudnym jest wskazanie kolosalnych różnic w funkcjonowaniu rodzin nie tak dawno, bo wystarczy pięćdziesiąt lub sto lat temu oraz tych, które są tworzone obecnie. W Tym miejscu pojawia się kwestia modeli tradycyjnych i nowoczesnych, nad którymi warto się pochylić.
Główną teorią dotyczącą podwalin instytucji rodziny jest ewolucyjna koncepcja J. J. Banchofena i L. H. Morgana, mówiąca o formie „pierwotnego bezładu”. Sugeruje ona, że początkowo ludzie żyli „bez określonych reguł społecznych” dotyczących życia seksualnego. Łączyli się ze sobą w ramach instynktów bez jakichkolwiek ograniczeń związanych z wiekiem, płcią oraz ilością osób. „Nie istniała wówczas rola ojca, związki nie były oparte na miłości. Więź pary tworzyła się między matką a dzieckiem”. Już w tym punkcie widać jak bardzo społeczne relacje i zasady uległy zmianie i te dawne są nieaktualne.
Według Anthony’ego Giddensa, brytyjskiego socjologa, rozróżnianych jest sześć głównych kierunków przemian rodziny. Pięć z nich charakteryzuje się wzrostem i rozwojem wraz z unowocześnianiem się społeczeństwa, podczas gdy jedna nieustannie traci na znaczeniu. Mowa tutaj o: zmniejszaniu się wpływu grupy krewnych, zwiększaniu uprawnień kobiet, poszerzaniu zakresu swobody seksualnej, trendzie w kierunku rozwoju praw dzieci, coraz swobodniejszym wyborze współmałżonka oraz wzrastaniu tendencji do zatrudniania kobiet poza domem.
Model tradycyjny zakładał oczywiście małżeństwa aranżowane. Zawarcie związku małżeńskiego miało na celu wzbogacenie rodu, przedłużenie linii i zdobycie jak najlepszych koligacji. Raczej nie miało to zbyt wiele wspólnego z miłością. Obecnie taki zwyczaj, na naszej części globu nie występuje już prawie w ogóle. Młodzi ludzie mają całkowitą wolność i nawet rzadkością jest oczekiwanie pewnej aprobaty rodzicielskiej. Ponadto wiąże się to z dwukrotnym zwiększeniem wieku, w którym zawierane są małżeństwa obecnie w stosunku do przeszłości.
Podobną sytuację obserwujemy w przypadku rozwodów, które stały się całkowicie akceptowane przez społeczeństwo, a nawet częstokroć pochwalane. Tymczasem, jeszcze w minionym wieku, byłoby to nie do pomyślenia. Religia jest w tym temacie tak bardzo określona i konserwatywna, że będąc dużym autorytetem wręcz wykluczała ze społeczności osoby z rozbitych związków. Nie mówiąc już nawet o fakcie, że niegdyś (w tradycji chrześcijańskiej) niemożliwym było uzyskanie rozwodu.
Kolejnym aspektem jest zwiększanie uprawnień kobiet, które połączone jest ze wzrostem ich zatrudnienia poza domem. Prawa płci pięknej od około stu lat intensywnie się rozwijają i pomimo, że wydawałoby się, że ta kwestia została rozwiązana raz na zawsze, wciąż ruchy feministyczne dążą do pełnego równouprawnienia (oczywiście znów pomijam tu kwestie Trzeciego Świata czy skrajne zasady religijne – mowa o typowym schemacie z rejonów wysoko rozwiniętych). Kobieta mająca więcej praw w społeczeństwie staje się automatycznie ważniejsza w domu. Dla kwestii pracy przełomowym momentem była pierwsza wojna światowa, kiedy kobiety zastąpiły mężczyzn na ich stanowiskach. Dzięki temu rozpoczął się gwałtowny proces zmiany podziału ról.
Przede wszystkim pojawia się tu aspekt autorytetu. Tradycyjny model rządzony jest zasadą patriarchatu, czyli osobą panującą jest ojciec. Obecnie rodziny skłaniają się w stronę egalitaryzmu, w którym dom posiada dwa ośrodki decyzyjne (w postaci matki i ojca). Taki układ jest tym bardziej powszechny, im zamieszkiwane terytorium jest bardziej rozwinięte. Poza tym widoczne są wyraźne różnice w wykonywaniu codziennych czynności. Już nie jest tak oczywistym, że kobieta sprząta, gotuje i zajmuje się finansami, a mężczyzna reperuje sprzęty i przynosi pieniądze. XXI wiek wyraźnie pokazuje, że wszystkiego można się spodziewać.
Następną przemianą jest rozszerzający się zakres swobody seksualnej, który notabene stał się bolączką współczesnych obrońców ludzkiej moralności. Zasada „każdy z każdym” nie jest tematem tabu, a rozwój medycyny w zakresie leczenia chorób wenerycznych mówi sam za siebie. Całe szczęście, że metody antykoncepcyjne nie pozostają w tyle.
Jeśli chodzi o naglące, aktualne problemy instytucji rodziny, warto skierować uwagę nie tylko w stronę kontrowersyjności antykoncepcji, czyli systemu „seksu bez dzieci”, ale też w stronę problemu zapłodnienia In vitro, czyli systemu „dzieci bez seksu”. Teoretycznie każdy sposób zapobiegania wymarciu starzejących się społeczeństw krajów wysoko rozwiniętych jest dobry, ale w tym przypadku pojawia się znów problem natury moralnej oraz spotyka się on z krytyką wyznawców darwinizmu społecznego. Tradycyjne rodziny nie miały takich zmartwień – akcji zawsze towarzyszyła reakcja i odwrotnie – reakcja zawsze wynikała z akcji, dzięki czemu znacznie większy odsetek organizmów stanowiły te silne i zdrowe.
Modnym tematem od kilkudziesięciu lat jest rozwój praw dzieci. Rodzice mają coraz większe problemy z ułożeniem swoich pociech, bo „Ruch Bezstresowego Wychowania” rośnie w siłę i wpływa na postawy świeżo upieczonych rodzicielów. Oczywiście sama idea jest dobra i szczytna, ale problem polega na tym, że nie każdy potrafi zastosować odpowiednie metody, by zyskać posłuch, za to każdy jest do tego obligowany. Dzieci to młode rasy ludzkiej, które w tradycyjnej rodzinie były odpowiednio (według poglądów) wytresowane. Nie znalazło się miejsca na nieposłuszeństwo. W ten sposób spełniano jedną z najważniejszych funkcji – socjalizacyjną. Paradoksalnie w nowym świecie „małych terrorystów” to często dorośli są „resocjalizowani” przez dzieci…
Niegdyś rodziny były duże, wielopokoleniowe, a gospodarstwo domowe miało typ rozszerzony, czyli pod jednym dachem zamieszkiwały co najmniej trzy pokolenia, a najważniejszym był najstarszy mężczyzna. Obecnie głównie spotykane są małe, dwupokoleniowe ogniska domowe. Łączy się z tym również fakt dawnej wielodzietności i biologicznej determinacji w odróżnieniu od współczesnej małodzietności i tendencji do planowanego spładzania potomstwa.
Wartymi podkreślenia w tym miejscu są też: otwartość, stabilność, sakralność i trwałość w modelu tradycyjnym naprzeciw współczesnych: zamknięcia, ruchliwości, laickości oraz względnej trwałości. Są to wszystko cechy możliwe do obserwacji na co dzień i śledzenia na bieżąco ze względu na swoją aktualność.
Dawne rodziny miały na celu realizację wielu funkcji, podczas gdy ich liczba dla dzisiejszych rodzin jest ograniczona. Należy zaznaczyć długotrwałą zależność od rodziców, która wraz z rozwojem społecznym przekształciła się we wczesną emancypację dzieci. Z tą tematyką związany jest też częściowo zinstytucjonalizowany profil rodziny, który stał się kompletnym przeżytkiem i teraz króluje nastawienie na jednostkę.
Według polskiego socjologa – Zbigniewa Tyszki – istnieją cztery aspekty struktury rodziny: psychologiczny (powiązany z więziami emocjonalnymi), społeczny (pozycja społeczna, struktura autorytetu i władzy), kulturowy (wewnątrzrodzinne normy społeczne) oraz demograficzny (liczebność członków rodziny, pokrewieństwo, rozmieszczenie geograficzne). Analizując wyżej wymienione przykłady różnic pomiędzy tradycyjnym modelem rodziny, a jego nowoczesnym odpowiednikiem łatwo dochodzi się do wniosku, że zmiany zachodzą na wszystkich płaszczyznach struktury rodzinnej. To obrazuje jak bardzo dynamicznym i rozwojowym jest proces tychże przemian.
Jak pisała Kathleen Gough (brytyjska antropolog): „Rodzina jest instytucją ludzką, nie znalezioną w pełnej formie wśród żadnych gatunków przed-ludzkich. Rodzina wymagała posługiwania się językiem, umiejętności planowania, współpracy, samokontroli, przewidywania i kulturowego uczenia się i prawdopodobnie rozwinęła się wraz z nimi”. Sugeruje to, że jak podkreślałam wcześniej, ewolucja przypisywana jest do rodziny od zarania dziejów (choć zapewne burzliwy wiek XX zdziałał więcej niż wszystkie inne razem wzięte). Powstaje tu kolejne pytanie: czy są jakiekolwiek granice? Osobiście – nie przypuszczam.
Opisując krótko rodzinę tradycyjną można mówić o restrykcyjnym, konserwatywnym schemacie, którego głównym założeniem jest przedłużenie gatunku, dopiero potem dba się o resztę. Natomiast nowe, młode i wolne społeczeństwo podchodzi do kwestii rodziny w znacznie bardziej zdystansowany sposób. Zdaje się, że ironicznie, bo wbrew ogólnym założeniom, ewolucja w przypadku familijności dąży do rozpadu instytucji rodziny. Z pokolenia na pokolenie staje się ona coraz mniej trwała i coraz mniej istotna.
A Ty? Ku któremu z modeli się skłaniasz? Jeżeli myślisz, że nie uczestniczysz w tym procesie i nie masz na niego wpływu, jesteś w błędzie, wszak przyszłość narodu należy do nas – młodych i to od nas zależy czy rodzina trafi do Czerwonej Księgi Gatunków Zagrożonych.
Doniec, R. (2009). Rodzina w świadomości społecznej – przemiany modelu rodziny i w systemie wartości. Numer 8-9/85/2009
Kwak, A. (2005). Rodzina w dobie przemian. Warszawa: Żak.
Źródło fotografii:
http://zwierciadlo.pl/2012/dziecko-2/wychowanie-dziecko/jak-pomoc-dziecku-w-przezyciu-rozwodu-7-etapow
Czy często zdarza ci się widzieć jakąś sytuację w ciemnych barwach, masz wrażenie, że wiesz, kto coś o Tobie myśli (najczęściej niepochlebnego) lub wmawiasz sobie, że jesteś nieudacznikiem, brzydalem czy głupim człowiekiem? Możliwe w takim razie, że jesteś ofiarą zniekształceń poznawczych.
Czym właściwie są wyżej wymienione zniekształcenia? To, co czujemy, to nie efekt tego, co odbieramy z zewnątrz, lecz tego, co myślimy. Sami kształtujemy odbiór docierających do nas informacji. Proces ten można by przedstawić za pomocą schematu: bodziec→myśli→uczucia. Ważne zatem, żeby nauczyć się „bezbłędnie” myśleć. Zdarza się, ze zbyt szybko formułujemy wnioski, uogólniamy, bierzemy wszystko „do siebie” lub myślimy i interpretujemy kategorie w sposób emocjonalny, zbyt szybki, wręcz ekstremalny. Stąd biorą się najczęstsze błędy w myśleniu.
Błędy logiczne, które są konsekwencją zniekształceń możemy podzielić i pogrupować. Na początku należałoby jednak przedstawić temat nieco szerzej.
Podczas omawiania zniekształceń trzeba wspomnieć o efekcie halo. Brzmi znajomo? Nic dziwnego, bo ta nazwa w psychologii wzięła się właśnie od terminu określającego poświatę wokół obserwowanych obiektów. Na czym on jednak miałby polegać rozpatrując błędy w myśleniu? Otóż efekt halo to nic innego, jak tendencja to automatycznego pozytywnego (efekt Galatei – aureoli, anielski efekt halo) lub negatywnego (efekt Golema) przypisywania cech osobowościowych tylko na podstawie pierwszego negatywnego bądź pozytywnego wrażenia. Czasem przypisujemy komuś lub czemuś cechy inne, nie zaobserwowane i tylko dlatego, że emocjonalnie dokonaliśmy utożsamienia tego samego podmiotu z inną cechą. Dla przykładu: jeśli jesteśmy sumienni, obowiązkowi i nowo poznana osoba też wykazuje takie cechy, będziemy skłonni myśleć, że jest ona również inteligentna, zabawna, miła, uczciwa etc.
Istnieje także efekt samospełniającego się proroctwa (brzmi dość tajemniczo).Możemy też spotkać się z inną nazwą opisującą to zjawisko, a mianowicie: efekt Pigmaliona. Polega on na tym, że jeśli wytworzymy sobie pozytywne stanowisko, oczekiwanie wobec kogoś, to ma ono dużą szanse na powodzenie. Sądząc, że ktoś żywi do nas sympatię (choć może tak nie być), sami zaczynamy tę osobę lubić, przez co i ona zaczyna przejawiać do nas pozytywny stosunek – na tym właśnie polega działanie tego efektu.
Stygmatyzacja zaś (inaczej naznaczanie lub etykietowanie) polega na nadawaniu pewnych cech danym osobom lub grupom, wskutek czego często przyjmują one te określenia i zaczynają postępować zgodnie z nadanymi etykietami. Naznaczanie wiąże się z reguły z deprecjonowaniem i występuje głównie podczas określania negatywnych cech danego podmiotu.
Nie wymieniłam wszystkich efektów zniekształceń poznawczych, lecz tylko te najważniejsze. Ponadto łączą się one ze sobą w pewnym stopniu, przenikają i wywołują inne skutki.
Przytoczone wyżej rozliczne efekty będące skutkiem zniekształceń poznawczych, mają wpływ na nasze myślenie. Judith Beck, w podręczniku Terapia poznawcza. Podstawy i zagadnienia szczegółowe wyróżniła sporą liczbę błędów, które wówczas zachodzą. Zastanów się, czy nie masz tendencji do popełniania któregoś z nich:
Warto zaakcentować w tym miejscu, że błędy myślowe występują u wszystkich ludzi. Istotne jednak w dziedzinie psychopatologii jest ich nasilenie, a nie ustalanie, które są bardziej charakterystyczne dla pewnych zaburzeń psychicznych.
Negatywne postrzeganie sytuacji powoduje narastanie niekorzystnych emocje, które mają destrukcyjny wpływ na nasze życie. Te emocje właśnie sprawiają, że pozostajemy w stanie swoistego letargu, przez co czujemy się gorsi i wyobcowani. Opisane zniekształcenia poznawcze to bardzo często niedostrzegane lub bagatelizowane objawy depresji. Pamiętajmy jednak, że i w tych błędach myślowych znajduje się niejako „klucz do uzdrowienia myśli”.
Ważne, żeby podkreślić to, że czujemy dopiero wtedy, gdy coś sobie pomyślimy. Każdemu zdarzeniu w życiu sami nadajemy sens, sami je interpretujemy i w zależności od tego, jakie nadamy rysy danej sytuacji, możemy odczuwać różne emocje. Zatem, jeśli dogłębnie zrozumiemy, co dzieje się wokół nas, nasze odczucia będą adekwatne (prawidłowe). Jeśli jednak zniekształcimy obraz danego wydarzenia, także nasze reakcje umysłowe będą zniekształcone – w tej kategorii umieszczana jest właśnie wspomniana już depresja. Poznawcze „odchylenia od normy” stanowią fundament wszelkich stanów przygnębienia, mogę spowodować ciężką chorobę. Pamiętajmy więc, żeby nie dać się zwariować. Afirmacje słowne typu: „Mogę tego dokonać”, Jestem w tym dobry”, „Dam sobie radę ze wszystkim” trącą może nieco banałem i brzmią jak wytarte frazesy, mają jednak ogromną moc podczas walki z błędami myślowymi. To właśnie pozytywne myślenie jest niezbędne, jeśli chcemy pokonać zniekształcenia poznawcze. Jeśli zdarza ci się być ofiarą takich błędów, zastosuj się do kilku wskazówek:
Według Charlesa Sherringtona – uważanego za ojca neurofizjologii – „mózg człowieka jest jak zaczarowany warsztat tkacki, na którym miliony błyszczących czółenek tkają wciąż rozsypujący się wzór, pełen znaczenia, lecz nietrwały jak wiecznie zmieniający się obraz w kalejdoskopie” *[1]. Bez wątpienia, mózg to najwspanialsze, najpotężniejsze, ale i najbardziej skomplikowane narzędzie, jakim posługuje się człowiek.
Jednocześnie narzędzie to każdego dnia zachwyca swoją pojemnością i wciąż odkrywanymi nadzwyczajnymi możliwościami. To sprawia, że niezmiennie otacza go aura kuszącej tajemniczości. Wciąż szukamy odpowiedzi – co jeszcze potrafi? Do czego jest zdolny? A czy Ty zastanawiałeś się kiedykolwiek, w jaki sposób mózg wpływa na zdolność zapamiętywania, notowania i uczenia się? Chcesz zgłębiać wiedzę w sposób bardziej efektywny? Zapraszam na przygodę z mindmappingiem.
Spróbuj przypomnieć sobie, jak najdokładniej potrafisz, dowolny temat sprzed kilku lekcji, wykładów czy szkoleń wstecz… albo z przedostatniej książki, którą czytałeś. Jaki fragment wiedzy jesteś w stanie odtworzyć? Jeżeli nie powtarzałeś materiału, nie wykorzystywałeś specjalistycznych technik lub nie stosowałeś wiedzy w praktyce – zapewne niewielki. Owszem, możesz pamiętać ogólny zarys, podstawową tematykę, ale szczegóły, niestety, przysłania duża ciemna plama. Jak temu zaradzić? Wypróbuj technikę mindmappingu.
Mapa myśli, a właściwie mindmapping (dosłownie mapowanie myśli) to szczególny rodzaj notowania, mający zwiększać efektywność pracy i zapamiętywania dzięki wykorzystaniu synergicznej współpracy obu półkul mózgowych:
Metodę mindmappingu opracowali dwaj brytyjscy naukowcy Tony i Barry Buzan. Stwierdzili oni, że tradycyjna, rozpowszechniona na całym świecie metoda sporządzania notatek jest słaba, mało skuteczna i w dodatku działa wbrew naturze naszego umysłu.
Tony i Barry Buzan wykonali szereg badań i udowodnili, że najczęściej posługujemy się trzema podstawowymi stylami notowania: są to notatki w formie narracyjnej (proste spisywanie treści komunikatu w formie ciągu zdań), w formie listy myśli w kolejności ich pojawienia się lub notatki w formie hierarchicznej (lista kategorii i podkategorii oznaczanych literami bądź cyframi). Wielu ludzi łączy w swoich notatkach różne elementy tych trzech stylów. W każdym z nich stosuje się takie środki, jak forma linearna (zapiski w formie prostych, poziomych linijek), symbole (litery, słowa, liczby) oraz analiza. W związku z tym standardowe zapiski zupełnie pomijają elementy typu kolor, obraz, wymiar czy też skojarzenia, a więc te, które są niezbędne w procesie myślenia, zapamiętywania i przypominania. Dlatego też dla większości z nas notowanie jest czynnością uciążliwą. Co więcej, tradycyjne zapiski są zbyt długie, z trudem się je zapamiętuje ze względu na ich monotonność i jednolitość, nie pobudzają także mózgu do twórczej pracy. W efekcie tracimy zdolność koncentracji, wiarę we własne możliwości intelektualne, a także zapał do nauki i ciekawość świata. W dodatku zaczynają nas przygnębiać nuda i frustracja ukryte gdzieś w gąszczu niepotrzebnych słów będących składową nieporadnych zapisków. Jak się okazuje, słabość tradycyjnych notatek związana jest z faktem, że podczas ich sporządzania człowiek nie wykorzystuje w pełni wszystkich możliwości swojego mózgu, a co za tym idzie – uczy się o wiele mniej niż mógłby w rzeczywistości.
Nasz mózg można porównać do gigantycznego komputera. To, co już wiemy i to, czego nauczyliśmy się do tej pory tworzy niesamowicie pojemną bazę danych. Co ciekawe, baza ta wciąż gotowa jest na przyjmowanie kolejnych, niczym nieograniczonych dawek informacji i łączenie ich na zasadzie skojarzeń. Dzięki tak niezwykłej zdolności naszego umysłu myślenie przyjmuje formę wielokierunkową. Oznacza to, że nasze myśli nie biegną wytyczonymi torami kratek czy linijek. One rozchodzą się naturalnie i spontanicznie we wszystkich możliwych kierunkach. W związku z tym nasz umysł powinien mieć taką możliwość ekspresji, która odzwierciedlałaby jego procesy myślowe. Z kolei najbardziej naturalną formą takiej ekspresji są wspomniane wcześniej mapy myśli.
Jak się okazuje, podczas nauki w pamięć zapadają przede wszystkim:
Mózg każdego z nas myśli w sposób nie-linearny, w dodatku lubi zabawę i ceni to, co budzi ciekawość. Dlatego linearne notatki zwyczajnie go nudzą i efektywność zapamiętywania spada. Mindmapping jest tą techniką, która wie, co nasz mózg lubi najbardziej i wykorzystuje powyższe informacje, działając w zgodzie z naturą umysłu.
Mapy myśli są naturalną funkcją umysłu, niezwykłą techniką graficzną, która wyzwala potencjał intelektu. Można je stosować we wszystkich dziedzinach życia (życie osobiste i rodzinne, praca, nauka, planowanie przyszłości), w których szybkość uczenia się i przejrzystość myślenia polepszają osiągane wyniki. Mapy myśli rządzą się czterema podstawowymi prawami:
Mapy można dodatkowo wzbogacać o kolory, rysunki czy osobiste kody, staną się wówczas ciekawsze, bardziej atrakcyjne i oryginalne. Wszystko to, z pewnością, pobudzi kreatywność i pamięć, ułatwi także przypominanie ważnych informacji.
Jeżeli chcesz ułatwić sobie życie i naukę, przyspieszyć pracę i poprawić efektywność zapamiętywania, stwórz własną mapę. Od czegoś trzeba zacząć! Do tworzenia mind map używa się rysunków i krótkich haseł. Mapa powinna być przejrzysta, czytelna, kolorowa, zwracająca uwagę na najważniejsze rzeczy – te istotne dla twórcy oczywiście. Należy pamiętać, że najlepsze będą pierwsze skojarzenia, które przyjdą do głowy. Mankamentem tego rodzaju pracy jest to, że jest ona czytelna i zrozumiała tylko i wyłącznie dla autora.
Oto kilka wskazówek, jak tworzyć swoje własne mapy myśli:
Spróbuję przedstawić przykład obrazujący cały ten mechanizm. Niech tematem mapy, centralnym rysunkiem będzie folder w komputerze (np. ‘moja muzyka’), odgałęzienia to podfoldery (np. pop, rock), drobniejsze odgałęzienia to poszczególne zespoły, a słowa-klucze to po prostu konkretne albumy czy utwory.
Dodatkowe wskazówki, które mogą okazać się pomocne przy tworzeniu całej mapy:
Mapy myśli można tworzyć także w komputerze przy użyciu specjalnego oprogramowania – np. FreeMind, MindManager, Mind Mapper Professional, Nova Mind, Intellect Map. Jednak istnieje prawdopodobieństwo, iż rysunki konstruowane za pomocą klawiatury komputera nie stymulują naszej kreatywności w takim samym stopniu, jak te tworzone tradycyjnie na kartce papieru. Mimo to tworzenie map elektronicznych z pewnością wymaga mniej czasu, a przy okazji można je w prosty sposób zmieniać, poprawiać i rozszerzać.
Pierwsze mapy myśli mogą się nam wydawać niezgrabne, ale nie rezygnujmy, twórzmy swoje mapy tak, jak potrafimy. Jeśli coś nam nie wychodzi, to dobrze, w końcu uczymy się! Ćwiczmy, poprawiajmy swoje umiejętności, magazynujmy doświadczenia, a z czasem nabierzemy wprawy, dostrzeżemy, jak szybko i łatwo można stworzyć idealną dla siebie mapę. Warto doskonalić takie zdolności, bo kreatywne notatki to pozytywnie zdane egzaminy i klasówki, ale… nie tylko.
Mindmapping to metoda przyjemna dla oka i przyjazna dla umysłu. Mogą posługiwać się nią ludzie w różnym wieku, o różnych profesjach: uczniowie i studenci, nauczyciele i wykładowcy, biznesmeni, wynalazcy, politycy i dziennikarze. Mapy myśli synchronizują pracę obu półkul mózgu, angażują naszą intuicję, przyspieszają naukę i zapamiętywanie, pozwalają na sprawne powracanie do zgłębionego materiału i jego efektywne przypominanie. Mogą być stosowane w celu ulepszania wielu dziedzin życia – do planowania spotkań, wyznaczania celów, przygotowywania wystąpień publicznych oraz prezentacji, do zarządzania czasem, a także do zapamiętywania ważnych informacji podawanych w mediach czy prezentowanych w książkach i podręcznikach.
Aby samemu stwierdzić, czy mapy myśli są rzeczywiście skuteczne, należy podjąć wiele prób (dobrze jest zrobić minimum 30 map). Jednak warto uzbroić się w cierpliwość! Mindmapping niesie za sobą wiele korzyści. Daj mu tylko szansę a uzmysłowi Ci, jaką pojemnością obdarzony jest Twój umysł, pozwoli lepiej go poznać, zwielokrotnić jego wydajność. Dlaczego? Prawidłowe magazynowanie danych usprawnia proces myślenia. Niestety, nasz mózg często przypomina źle zapakowaną walizkę albo bibliotekę bez katalogu. Może warto tę walizkę przepakować i zrobić generalne porządki w bibliotece? Nasz mózg będzie zachwycony i wdzięczny za zmiany. Co więcej, nie pozostanie nam dłużny!
Zainteresowanym mindmappingiem polecam stronę internetową: http://mapy-mysli.com/index.html
Życzę powodzenia w zmianie nawyków, ale i anielskiej cierpliwości oraz kreatywności przy tworzeniu własnych map myśli!
Czy wiesz, że wypowiadane przez Ciebie słowa, stanowią tylko 7% procesu komunikacji, w którym uczestniczysz? Pozostałe 93% to mowa ciała. Możesz użyć niezbitych argumentów, zbudować logiczny wywód, posługiwać się danymi, faktami – to wszystko na nic, jeśli wypowiedź nie będzie współgrała z sygnałami, które wysyła do odbiorcy Twoje ciało.
Okazuje się, że serc słuchaczy nie porywa ten, kto mówi poprawnie i składnie, ale ten, kto robi błędy, posługuje się ogólnikami i banałami. Dlaczego?
Bo na nasz potencjał perswazyjny składa się wiele czynników, takich jak: wiarygodność, kompetencja, podobieństwo do odbiorcy, sympatia czy charyzma. Wszystkie budowane są w jakimś stopniu z tego, co niewerbalne. Czy tego chcemy, czy nie, wysyłamy mnóstwo informacji, bez użycia słów. ,,Elementy niewerbalne komunikacji to zatem gesty, mimika, dotyk i kontakt fizyczny, spojrzenie oraz wymiana spojrzeń, postawa i pozycje ciała, dystans fizyczny, wygląd, zaaranżowanie przestrzeni, w której dochodzi do kontaktu, przedmioty, którymi się ludzie posługują, strój, (...) a także głos i jego cechy. [1]
Kiedy wchodzimy do pomieszczenia pełnego nieznanych nam osób, zostajemy przez nie ocenieni jeszcze przed tym, gdy zaczniemy mówić. Kluczowe znaczenie ma wygląd oraz szybkość i sposób poruszania się. Zdecydowany, pewny krok, to oznaka pewności siebie. Warto zwrócić uwagę, że w ten sposób porusza się wielu przywódców, sławnych z silnych rządów i bezkompromisowości, np. Władimir Putin.
Ważne jest również to, gdzie siedzimy. Kiedy znajdujemy się w centrum, daje nam to w pewnym sensie pozycję lidera, a wyprostowana postawa oznacza, że nie mamy nic do ukrycia i nie boimy się. Nasze myśli zdradzają również dłonie. Pocieranie ich to znak, ze nie czujemy się komfortowo, a krzyżowanie ramion to gest obronny. Trzymanie ręki na klatce piersiowej w trakcie przemówień uwiarygodnia tego, kto pragnie mówić prosto z serca. Z postawy możemy również wyczytać kłamstwo. Osoby, które mówią nieprawdę, zazwyczaj po tych słowach cofają się.
Twarz człowieka w trakcie rozmowy zmienia się co chwilę. Część wyrazów twarzy powstaje w wyniku emocji, ale zdecydowana większość to reakcje poznawcze na słowa i czyny innych lub nawiązanie do tego, co sami wypowiadamy. Naukowcy wyróżnili sześć rodzajów mimiki, odzwierciedlających:
Te sześć emocji stanowi pewien uniwersalny kanon, występujący we wszystkich kulturach i w każdym przedziale wiekowym ludzi.
Mimikę buduje kilka elementów. Jednym z najważniejszych są ruchy brwi:
Podobnie dzieje się z wargami. Uniesione kąciki ust oznaczają zadowolenie, opuszczone – smutek. Zaciśnięte szczęki to z kolei złość. [2]
Emocje widać też na naszym czole. Zmarszczone czoło może sygnalizować intensywne myślenie lub zdenerwowanie. Analogicznie – gładkie to oznaka spokoju i opanowania.
W końcu najważniejsze – oczy. Podobno są odzwierciedleniem duszy. Zasłanianie ich to chęć defensywy, a opuszczanie lub zamykanie - znak wstydu, smutku czy zakłopotania. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego jest wyrazem pewności siebie, ale i wskazuje na zainteresowanie odbiorcą, podobnie zresztą jak rozszerzone się źrenice.
Głos ma ogromne znaczenie, kiedy mówca dąży do perswazji. Bardziej pożądany i przyjemniejszy dla ucha jest niski ton. Wysokie i piskliwe dźwięki drażnią, dekoncentrują, a ponadto osłabiają wiarygodność i autorytet wypowiadającego – dlatego też kobietom trudniej jest zainteresować i przykuć uwagę swoim głosem.
Nic tak nie zdradza i uzewnętrznia emocji jak zmieniony głos. Niezwykle charakterystyczny jest np. ten łamiący się u osoby wzruszonej lub płaczącej. Szept wprowadza intymny nastrój i zbliża rozmówców, krzyk natomiast zwiększa dystans między nimi. Warto także zwrócić uwagę na zjawisko przeciwne – milczenie. Paradoksalnie, w pewnych sytuacjach jest ono najbardziej wymownym i stosownym środkiem komunikacji. Buduje napięcie, niepokój, czasem skłania do refleksji, pojawia się w miejscu zbędnych słów.
Jest jednym z najbardziej wyrazistych zachowań niewerbalnych, z powodu swych związków z seksem i agresją.
,,Dotyk jest stosowany w większości pozdrowień: podawaniu ręki, całowaniu się i obejmowaniu - choć w Indiach i Japonii stosowane są pozdrowienia pozbawione elementów dotykania. Odgrywa to ważną rolę w wielu ceremoniach - ślubach, nadawaniu tytułów itp. - i prawdopodobnie pomaga dokonać zmian, jakie taki rytuał ze sobą niesie. Podczas kiedy kobiety generalnie lubią być dotykane przez mężczyzn, to nie lubią tego, jeżeli sądzą, że jest to raczej komunikowanie dominacji, a nie ciepła”.[3]
W stosunkach społecznych budzi zazwyczaj pozytywne emocje. Przyjacielskie podanie ręki czy poklepanie po plecach, sprawia, że darzymy się wzajemnie większym zaufaniem, jesteśmy bardziej zgodni, skłonni do spełniania próśb, ale także podatni na manipulację.
Zachowania niewerbalne są nieodłącznym elementem ludzkiej natury i pełnią różne funkcje. Paul Ekman i Wallace Friesen dokonali ich podziału, wyróżniając:
Zapanowanie nad mową ciała jest niezwykle trudne i niemożliwe do osiągnięcia w stu procentach. Pamiętajmy, że zachowania niewerbalne są wiarygodne i wpływają na innych tylko wtedy, gdy cechuje je naturalność. Podobno szczere i spontaniczne gesty zawsze minimalnie wyprzedzają wypowiadane słowa.
Wpływ naszej mowy ciała na innych można bardzo łatwo zaobserwować. Prawie zawsze wywołuje bowiem konkretne i bezpośrednie reakcje: np. zakłopotanie często skutkuje wyjaśnianiem, a uśmiech jako znak aprobaty dla konkretnego działania zachęca do jego kontynuacji.
Stres stał się w ostatnich latach bardzo modnym słowem. Wszyscy o nim mówią, wszyscy go odczuwają. „Jestem zestresowany”, „Nie stresuj mnie tak”, „Ale miałem dzisiaj stresujący dzień” – któż nie słyszał takich słów? Mało tego, któż sam tego nie doświadczył?
Tak, nasze społeczeństwo jest coraz bardziej zestresowane. Nie znaczy to wcale, że dawniej ludzie żyli bez stresu. Absolutnie. Inne były jego źródła, jego intensywność oraz czas oddziaływania. Teraz jednak coraz więcej ludzi ma problemy z bezsennością lub zaburzeniami snu, o problemach żołądkowo-jelitowych już nawet nie wspomnę. Niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, że ich dolegliwości mają związek ze stresem.
„Badacze na ogół zgadzają się, że jesteśmy w samym środku epidemii stresu, powodującego choroby, a nawet śmierć, lecz nie ma powszechnej zgody co do tego, jak stres zdefiniować. Niektórzy psychologowie skłonni są definiować stres jako bodziec, podczas gdy lekarze wolą go opisywać raczej jako reakcję.” [przypis:1] „Jest to określona relacja między osobą a otoczeniem, która oceniana jest przez osobę jako obciążająca lub przekraczająca jej zasoby i zagrażająca jej dobrostanowi” [przypis:3]. Ogólnie rzecz biorąc stres jest niczym innym jak biologiczną reakcją organizmu na wymagania stawiane mu przez otoczenie. Jesteśmy atakowani milionami bodźców z każdej strony. Reklamy w telewizji, bilbordy, radio, gazety, czy nawet podróż do pracy. W każdej chwili dociera do nas multum informacji, z którymi nasz mózg musi sobie jakoś poradzić. Wszystkie te dźwięki, zapachy, myśli, sygnały są przez mózg odpowiednio filtrowane. Nasz mózg wybiera te, które w danym momencie uznaje za ważne. Ważniejsze od pozostałych. Jednak po całym dniu tak intensywnej pracy nasze ciało, a w szczególności nasz centralny „komputer” może być zmęczony. Szczególnie w okresach gdy bodźców jest więcej bądź napięcie jest większe. Tu duże znaczenie ma indywidualny sposób radzenia sobie ze stresem. Każdy z nas może na podobną sytuację reagować w inny sposób. Wpływ na to mają nasze cechy osobowości, komponenty poznawcze. Lazarus i Folkman [przypis:3] podzieli sposoby radzenia sobie na skoncentrowane na problemie (ukierunkowane na opanowanie stresora w celu zmniejszenia lub usunięcia jego stresujących właściwości) albo skoncentrowane na emocjach (ukierunkowane na opanowanie reakcji emocjonalnej związanej z danym stresorem). Jednak dopiero w połączeniu z naszymi cechami osobowości, doświadczeniami, nabytymi umiejętnościami i komponentami poznawczymi wyłania się nasz indywidualny sposób radzenia sobie ze stresem.
Przykład:
Świetnym przykładem jest okres wzmożonego napięcia typowego studenta w okresie sesji. Musi się sprężyć, wykrzesać z siebie dodatkowe siły aby w krótkim czasie przyswoić jak najwięcej materiału. Bywa, że nie śpi po nocach po to, by rano pójść przygotowanym na egzamin. Kiedy odczuwamy takie napięcie, nasz organizm motywuje się do działania. Ale tylko wtedy kiedy poziom napięcia jest optymalny.
Badacze zauważyli, że przy zbyt silnym i długotrwałym stresie poziom motywacji znacznie spada – jakby dana osoba poddała się zawczasu wiedząc, że nie sprosta zadaniu. Również zbyt niski poziom motywacji, przykładowo przy zbyt łatwym zadaniu, nie sprzyja motywacji. Proste zadania nas nudzą. Przez chwilę przyjrzyjmy się temu pierwszemu przypadkowi: gdy poziom pobudzenia jest zbyt wysoki. Co się wtedy dzieje z naszym ciałem? Z początku aktywuje dodatkowe siły. Bodźce będące przyczyną stresu (np. nagły, niespodziewany hałas), które docierają do mózgu, poprzez impulsy nerwowe docierają do przysadki mózgowej. Przysadka wydziela do krwi hormon, który pobudza nadnercza do wydzielania zwiększonej ilości adrenaliny i noradrenaliny, czyli tak zwanych „hormonów stresu”. Powodują one wzrost ciśnienia krwi, szybszą pracę serca, uwolnienie do krwi większej niż zwykle ilości glukozy, cholesterolu i wolnych kwasów tłuszczowych. Jest to stan podwyższonej gotowości organizmu. Tak właśnie nasz organizm pojmuje sytuacje stresowe – jako zagrożenie, które trzeba „pokonać”. Szykuje się do „walki” lub „ucieczki”. Bywa, że dostajemy dodatkowego „kopa” i potrafimy zrobić rzeczy, o których nawet nam się nie śniło. To są pozytywne strony sytuacji stresowych – jednym słowem w danej chwili jesteśmy lepsi, wydajniejsi. Stajemy się sami dla siebie nadludźmi. Ale kiedy zagrożenie mija, nasz organizm potrzebuje odpoczynku. Pewnie nie raz czuliście się wyjątkowo zmęczeni nawet kilka dni po wyjątkowo trudnym (czytaj stresującym) dla was przeżyciu. No właśnie. Nasze ciało potrzebuje czasu aby naładować akumulatory. I tu się zaczyna pojawiać problem.
W dzisiejszych czasach sama jazda samochodem bywa bardzo stresująca (wystarczy postać trochę w korku lub by ktoś zajechał nam drogę, a poziom naszego pobudzenia wzrasta błyskawicznie. Jednak znacznie dłużej powracamy do równowagi psychofizycznej, do stanu sprzed pobudzenia), coraz częściej coraz większa liczba ludzi po prostu nie ma czasu na to ażeby zregenerować swoje siły. Ktoś kto jest świadomy potrzeb swojego organizmu zadba o siebie – pozwoli sobie na weekend z ciekawą książką, spacer po parku czy godzinną kąpiel. Oderwanie naszej świadomości od przeżyć dnia codziennego, czy tym bardziej od stresujących wydarzeń, jest niezbędne dla powrotu do równowagi. Patrząc na to w jakim tempie przybywa ludzi z różnymi problemami somatycznymi można wnioskować, że spora część społeczeństwa tego nie robi. Wracając ze stresującej pracy, pędzą w nerwowej atmosferze do domu, gdzie już od progu kłócą się z najbliższymi. Zdenerwowani wykonują swoje obowiązki lub dalej rzucają się w wir pracy tyle, że w domu. Przed zaśnięciem bombardują się milionami bodźców oglądając telewizję – często ciekawy film budzący grozę, który również pobudza ich organizm. A potem nie potrafią zasnąć lub zasypiają szybko przetwarzając w nocy to, co zadziało się w ciągu dnia i… budzą się zmęczeni, niedospani, rozdrażnieni rozpoczynając to błędne koło od początku. Efektem długoterminowym takiego stylu życia jest coraz częściej bezsenność, depresja lub inne zaburzenia psychosomatyczne.
Człowiek XXI wieku coraz częściej musi na nowo uczyć się odpoczywać. To jest niebywałe. Jak niby można tego nie potrafić robić? Ale można. Ba, nawet coraz więcej ludzi na pytanie „jak odpoczywasz?” wymienia sytuacje, które z obiektywnego punktu widzenia raczej powodują zwiększenie zmęczenia aniżeli odpoczynek.
Przykłady? Proszę bardzo: spotkanie w klubie ze znajomymi. Dla większości świetny relaks. Ale – wymaga od naszego ciała wzmożonego wysiłku (trzeba dobrze wyglądać, funkcjonować w hałasie, który obciąża nasz mózg, często spotkanie kończy się na tyle późno, że nie ma możliwości przespania nocy). Picie alkoholu – modna sprawa. Jak jestem zestresowany wypijam 1-2 drinki i jest mi lepiej. Napięcie puszcza. Nic bardziej mylnego. Pijąc nawet niewielką ilość alkoholu najnormalniej w świecie zatruwamy nasz organizm. Nawet jeżeli potem zasypiamy spokojnie, to nasze ciało zamiast odpoczywać, mocno pracuje ażeby pozbyć się alkoholu z organizmu. Rano możemy czuć się zmęczeni. Nie wspomnę już o sytuacji kiedy pijemy tyle, że na drugi dzień mamy „kaca” – czyli objawy zatrucia. To już cała walka naszego organizmu.
Więc w jaki sposób, zdrowy dla naszego ciała i ducha, można by powrócić do równowagi po silnym lub codziennym stresie? Oto kilka propozycji.
Muzyka, która nie przyciąga naszej uwagi, cicha i spokojna (np. odgłosy natury, mantra), połączona z leżeniem i nicnierobieniem. Można uwagę kierować na każdy kawałek naszego ciała napinając go i rozluźniając kilka razy, począwszy od stóp a skończywszy na głowie (a w zasadzie mięśniach twarzy). Całe ćwiczenie powinno trwać minimum pół godziny. Po nim czujemy się lekko ospali, ale bardzo zrelaksowani.
Ćwiczenia oddechowe można w prosty sposób połączyć z muzyką relaksacyjną czy nawet samą relaksacją. Ale nie trzeba. Ich moc polega na tym, że możemy je wykonywać zawsze i wszędzie, nawet wtedy kiedy jakiś kierowca zajedzie nam drogę. Żeby je dobrze wykonać trzeba się rozluźnić. I na tym polega ich siła – nie można być jednocześnie spiętym i rozluźnionym. Przetestowałam je wielokrotnie i naprawdę mogę polecić. Ale jak je wykonać prawidłowo? Otóż wciągamy powietrze nosem głęboko do przepony. Sam wdech trwa od 2 do 5 sekund. Kiedy jesteśmy wypełnieni powietrzem, przytrzymujemy je w sobie na kolejnych 2 do 5 sekund, następnie wypuszczamy powoli powietrze ustami. Ćwiczenie należy kilka razy powtórzyć, z tym, że za każdym kolejnym razem powinniśmy poczuć, że wciągamy coraz więcej powietrza – gdyż puszcza w nas napięcie. Takie ćwiczenia można fajnie połączyć z ruchem ciała – podobnie jak w jodze. Wszystko zależy od warunków w jakich je przeprowadzamy, okoliczności, poziomu napięcia i finezji osoby ćwiczącej.
Świadome wprowadzanie siebie w stan, który daje poczucie bezpieczeństwa, spełnienia czy szczęścia. Metoda jest zbliżona do relaksacji połączonej z ćwiczeniami oddechowymi, ale dodatkowo angażuje naszą poznawczą stronę – wymaga znalezienia w sobie miejsca, które dobrze mi się kojarzy, w którym kiedyś byłem szczęśliwy, spokojny, zadowolony lub w którym mógłbym tak właśnie się czuć. I przenosić się w takowe miejsce za każdym razem kiedy chcę się zrelaksować. Ta metoda podobnie jak dwie wcześniejsze, bardzo dobrze sprawdza się przy zaburzeniach snu czy nawet doświadczaniu bólu fizycznego, gdyż odwraca naszą uwagę od problemu i przekierowuje ją na inne tory. Można się jej nauczyć pod czujnym okiem profesjonalistów korzystając ze specjalnych warsztatów.
Każdy wysiłek fizyczny (bieganie, fitness, pływanie, wycieczki górskie czy rowerowe), który sprawia nam przyjemność, odwraca naszą uwagę od problemów, daje nam możliwość rozładowania napięcia - jest dobry dla naszego ciała. Ważne jest tylko to, aby po drodze nie przysporzyć sobie dodatkowych okazji do stresu.
To chyba najstarszy sposób rozładowywania napięcia. Kochając się po pierwsze przekierowujemy naszą uwagę na znacznie przyjemniejsze rzeczy, po drugie uwalniamy dającą szczęście serotoninę. Warunek skuteczności tej metody związany jest z tym, by w trakcie uprawiania seksu skupić swoją uwagę na doświadczeniach płynących z ciała a nie na innych kwestiach (problemach, tym jak wyglądamy, czy planowaniu zajęć tuż „po”). Dobrze jest delektować się tą chwilą jak najdłużej jest to możliwe i czerpać z tych doznań.
I nie chodzi tu bynajmniej o uśmiech na twarzy, ale o prawdziwy śmiech. Taki, po którym boli nas brzuch. Dla dzieci to nic trudnego – trochę łaskotek i już, ale dorosłym znacznie trudniej pozwolić sobie na szczery śmiech, połączony z bólem brzucha i łzami na policzkach.
Ogrodnictwo czy wędkarstwo, malowanie, inne prace manualne a także wiele innych przyjemnych rzeczy może sprzyjać relaksowi. Jeżeli sprawia nam to przyjemność, odrywa od nieprzyjemnych uczuć i emocji, od myślenia o pracy, obowiązkach czy stresujących przeżyciach, to jest to dla nas dobre.
Z mojego doświadczenia wiem, że początki mogą być trudne. Kiedy nasza uwaga skoncentrowana jest na problemie lub wciąż przeżywamy stresujące doświadczenie, niełatwo może nam przyjść wprowadzenie siebie w stan autohipnozy czy głębokiej relaksacji. Dużo łatwiej jest uczyć się tego pod okiem dobrego terapeuty, szczególnie gdy objawy somatyczne są bardzo nasilone, ale samemu też możemy się tego nauczyć. Im więcej ćwiczeń, tym szybciej i skuteczniej jesteśmy w stanie się zrelaksować. A im częściej będziemy to robić, tym spokojniejszymi i szczęśliwszymi ludźmi będziemy. Nasi najbliżsi również to docenią…