Gdy smutek łamie serce - fakty i mity na temat depresji

„Biedna rozpaczy
Uczciwy potworze
Strasznie ci tu dokuczają
Moraliści podstawiają ci nogę
asceci kopią
Święci uciekają jak od jasnej cholery
Lekarze przepisują proszki żebyś sobie poszła
nazywają cię grzechem,
a przecież bez ciebie
Byłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszczu
Wpadałbym w cielęcy zachwyt
Nieludzki
Okropny jak sztuka bez człowieka
Niedorosły przed śmiercią
Sam obok siebie”

Jan Twardowski, Oda do rozpaczy

 

„O melancholio! Nimfo, skąd ty rodem?
Czyś ty chorobą epidemiczną?
Skąd przyszłaś do nas? Co ci jest powodem,
Że teraz nawet szlachtę okoliczną
Zarażasz?”

Juliusz Słowacki, Beniowski, Pieśń I

 

Depresja jako jednostka chorobowa znalazła się w centrum publicznej uwagi i dyskusji dopiero niedawno. Choć w świecie specjalistów zaburzeniami depresyjnymi zajmowano się przez dziesiątki lat, znaczący wzrost zainteresowania społecznego tą chorobą notuje się właśnie w ostatnim czasie. Pomimo faktu, że omawiana choroba absolutnie nie jest zjawiskiem współczesnym, a jej ciężar wraz ze wszystkimi niszczącymi konsekwencjami opisywano już przed tysiącami lat, jeszcze do niedawna była dla wielu wyłącznie umiarkowanie groźną psychiczną niedyspozycją, którą najlepiej pokonać, stosując samodyscyplinę i surowość. Powszechne bagatelizowanie choroby było jedną z przyczyn zatajania jej przez dotknięte nią osoby, obawiające się szukania specjalistycznej pomocy. Obraz tego zaburzenia zmienia się stopniowo dzięki masowej informacji płynącej z mediów. Mimo tego wciąż wśród społeczeństwa panują błędne przekonania i mity na temat „złośliwego smutku”. Bardzo ważna wydaje się potrzeba popularyzowania wiadomości skierowanych do niespecjalistów, bowiem depresja wywołuje nie tylko poważne problemy zdrowotne, ale i społeczne w relacji dwojga osób (także na płaszczyźnie funkcjonowania zawodowego).

„To nie była burza, to była nawałnica. Nawałnica, która przeszła przez moje życie zostawiając dymiące zgliszcza i ruiny..

Nie wiem kiedy się zaczęła, nie wiem, czy już się skończyła..”[1]

Mrówka (www.depresja.net.pl)

Depresja to nieuleczalny „większy smutek”

Dwa błędne przekonania dotyczące omawianego zaburzenia są niestety powszechnie podzielane przez ludzi. Często, gdy prosi się rozmówcę o wymienienie pierwszego skojarzenia związanego ze słowem „depresja”[2], pojawiają się odpowiedzi typu: „to taki smutek, może większy niż zwyczajny” lub „to bycie w złym nastroju”. Porównywanie depresji do "dołka" jest jak porównywanie lekkiego przeziębienia do grypy. W wydanym w 1990 roku pamiętniku „Dotyk ciemności”amerykański pisarz William Styron, autor „Wyznań Nata Turnera” i „Wyboru Zofii”, przejmująco opisuje stan swojego umysłu podczas depresji:

„Kiedy psychiatra zapytał mnie, czy miewam myśli samobójcze, niechętnie odpowiedziałem, że tak. Nie wdawałem się w szczegóły, bo wydawało się, że nie ma takiej potrzeby. Nie powiedziałem mu, że tak naprawdę wiele przedmiotów w moim domu to potencjalne narzędzia autodestrukcji: krokwie na strychu (i klon lub dwa w ogrodzie) - pokusa powieszenia się, w garażu mógłbym zatruć się tlenkiem węgla, wanna - naczynie gotowe przyjąć strumień płynący z moich otwartych tętnic. Kuchenne noże spoczywające w szufladach miały także swój cel - dla mnie tylko jeden. Śmierć na atak serca wydawała mi się szczególnie pociągająca, ponieważ w tym przypadku odpowiedzialność nie spoczęłaby na mnie. Bawiłem się myślą o zachorowaniu na zapalenie płuc, wędrując długo po lesie w lodowaty, deszczowy dzień, ubrany tylko w koszulkę z krótkim rękawem. Nie przeoczyłem także możliwości upozorowania wypadku a la Randall Jarrell przez wpakowanie się pod ciężarówkę pędzącą po autostradzie w pobliżu domu... Takie ohydne fantazje, które normalnych ludzi przyprawiają o dreszcze, dla umysłu pogrążonego w głębokiej depresji są tym samym, czym lubieżne marzenia dla osób nadpobudliwych seksualnie”.

Jak wynika z powyższej relacji, kliniczna depresja jest zupełnie różna od chandry, którą miewa od czasu do czasu każdy z nas, a nawet od żalu po stracie kogoś bliskiego. Jest bardziej wyniszczająca i niebezpieczna - przytłaczający smutek łączy się z wieloma innymi symptomami. U większości ludzi pojawia się również poczucie winy i niska samoocena. Często mają trudności z jasnym myśleniem i zapamiętywaniem oraz tracą zdolność do odbierania jakichkolwiek przyjemnych wrażeń. Mogą odczuwać niepokój i być wyprani z energii, a także nie mieć apetytu i cierpieć na bezsenność albo przeciwnie - jeść i spać nadmiernie. W złym nastroju zdarza się być każdemu, bo, na przykład, uciekł nam autobus albo źle spaliśmy – podobnych powodów mogą być dziesiątki. Ów melancholijny nastrój w końcu mija. Smutek natomiast jest reakcją na stratę. Przygnębienie, które wtedy człowieka dotyka różni się zasadniczo od depresji, ponieważ łączy się w sposób wyraźny z doświadczeniem realnej straty i zawiera w sobie zarówno rozstanie, jak i perspektywę nowej przyszłości. Znane powiedzenie: „życie toczy się dalej” trafia tu w sedno rzeczy. Powszechne mylenie depresji i smutku powoduje, że wielu osobom trudno jest stwierdzić, czy to, co przeżywają jest naturalnym stanem obniżenia nastroju, czy też są to sygnały rozpoczynającej się choroby. W erze Prozacu i amerykanizacji naszej kultury po prostu nie wypada być smutnym, zwłaszcza przez dłuższy czas. Jeśli więc tak się zdarzy, to jedynym usprawiedliwieniem tego stanu wydaje się nam depresja. Tymczasem naturalne wahania nastroju oraz reagowanie w sposób depresyjny na poważne trudności życiowe, choć może to być niepopularne i nieprzyjemne, jest świadczącym o zdrowiu psychicznym. Osoba zdrowa potrafi doświadczać i przyjmować różne emocje, także te, które nie są dla niej przyjemne.

Drugim nieporozumieniem jest przekonanie, że depresja to wyrok. Czy ktoś, kogo raz ta choroba dotknęła, zawsze już będzie na nią narażony? Absolutnie nie. Jeśli choroba zostanie rozpoznana – co, niestety, nie zawsze ma miejsce – i właściwie leczona, istnieją duże szanse, że w przyszłości się nie powtórzy, a jeśli nawet, to nawroty będą rzadkie i dużo lżejsze. Oczywiście, zdarzają się przypadki wyjątkowo opornej na leczenie depresji, ale z tą chorobą można wygrać. Są chorzy, którzy doświadczyli ataku depresji tylko raz w życiu i po prawidłowym leczeniu choroba już nie powróciła. Więcej jest takich, u których nastąpiły dwa, trzy nawroty. Obecnie wydłuża się okres stosowania leków i uważa się, że pacjent powinien je brać jeszcze kilka miesięcy po ustąpieniu depresji. Nawroty są bowiem w 85% spowodowane przedwczesnym odstawieniem leków.[3]

Depresja przeciwieństwem szczęścia

W odpowiedziach na pytanie o skojarzenia z depresją pojawiają się także słowa, które stanowią antagonizmy „szczęścia”. Najczęściej słyszy się, że owo zaburzenie jest po prostu „przeciwieństwem szczęścia”. Nie jest tak. Oznaczałoby to bowiem, że depresja jest nieszczęściem, zsyłanym nam przez bezlitosny los. Choroba ta jest dla każdego, kogo dotknie, z pewnością bolesnym ciosem, po którym można się jednak pozbierać i zaleczyć powstałe rany. Pod pojęciem „nieszczęścia” rozumiemy natomiast coś zupełnie innego, nieodwracalnego, czego być może nigdy nie uda się przeboleć. Nie dotyczy to więc depresji, poddającej się leczeniu i dającej się opanować, wobec czego nie ma najmniejszego powodu do jej demonizowania. O ile w pierwszym momencie choroba wydaje się nieszczęśliwym zrządzeniem losu, o tyle w miarę postępów w leczeniu okazuje się coraz bardziej przewidywalna i poddaje się terapii.

Myśl pozytywnie!

Na forum dla kobiet użytkowniczka ukrywająca się pod pseudonimem Hamster radzi koleżance chorej na depresję słowami: Nie ma nic prostszego aby się pozbyć tej depresji. Myśl pozytywnie i medytuj.”[4] Zapomniała jednak o tym, że w świetle najnowszej wiedzy depresja związana jest między innymi z wadliwym funkcjonowaniem dwóch neuroprzekaźników w mózgu - serotoniny i noradrenaliny. Substancji tych jest u chorych zbyt mało. W badaniu NAMI (Amerykański Narodowy Sojusz na Rzecz Psychicznie Chorych) stwierdzono, że ponad 70% respondentów uważa, iż zaburzenia nastroju są wynikiem słabości emocjonalnej. Tylko 10% wiedziało, że choroby psychiczne mają podłoże biologiczne i dotyczą mózgu. Nie pomoże więc wmawianie komuś, żeby przestał się nad sobą użalać. To tak jakby powiedzieć choremu na zapalenie płuc, żeby ozdrowiał siłą woli.

Często uważa się też niestety depresję za skazę charakteru, oznakę słabości lub właśnie coś, z czego powinniśmy „wyjść”, z czym powinniśmy sami sobie poradzić. Smutek depresji wyraża się w pesymistycznej wizji samego siebie (poczucie niskiej wartości) i świata zewnętrznego, w poczuciu niemocy i klęski, w głębokim braku satysfakcji. Charakterystyczne jest też poczucie wstydu i winy: depresja jest przeżywana jako ułomność, którą trzeba ukrywać tak długo, jak to tylko możliwe. W silnych stanach depresyjnych niektórzy chorzy mają wrażenie własnej nikczemności i nieuleczalności swojej choroby, prowadzące do myśli samobójczych. Takie postawy chorych wobec swojego zaburzenia biorą się między innymi z jawnie okazywanej niechęci społeczeństwa, które nakazuje: „weź się w garść!”. Takie uprzedzenia utrudniają także skuteczne leczenie depresji.

Dla wielu nieuświadomionych ludzi depresja wiąże się także z ucieczką i wymigiwaniem się od życia. Dla chorego życie wiąże się z koszmarem, strachem, beznadzieją i brakiem perspektyw na szczęśliwy czas po chorobie. Pozory mylą, nawet gdy można odnieść wrażenie, że chory się ukrywa, zamiast wypełniać swoje obowiązki. Takie pochopne osądy padają często, zwłaszcza gdy chory nie jest skazany na łóżko czy kule inwalidzkie. Widząc, że ktoś – na pierwszy rzut oka całkowicie zdrowy – idzie na spacer, jest w stanie zanieść przelew do banku czy wybrać się do muzeum, uważamy, że może też pracować, a nie robi tego i zamiast wywiązywać się z uciążliwych obowiązków, ucieka w chorobę, bo jest to zdecydowanie przyjemniejsze. Nic bardziej błędnego! Wspomniane drobne działania chorego to ostatnie więzi z życiem, dokonywane z ogromnym wysiłkiem i świadczące o kończących się rezerwach sił. Bolą więc sugestie i porady najbliższych, by się zmobilizować i chociaż skosić trawę w ogródku.

To nie depresja – starzejesz się

Depresja u osób w podeszłym wieku zwykle pozostaje nieleczona, głównie dlatego, że my, społeczeństwo, wierzymy, że starość w naturalny sposób wiąże się z depresją. Jesteśmy przekonani, że starzy ludzie z natury są nieszczęśliwi, więc nie niesiemy im pomocy i wielu staruszków dożywa swoich dni w niepotrzebnym cierpieniu. Już w 1910 roku Emil Kraepelin, ojciec współczesnej psychofarmakologii, depresję osób w podeszłym wieku nazwał regresywną melancholią. Od tego czasu sytuacja znacznie się pogorszyła, ponieważ zmiany zachodzące w rodzinach pozbawiły osoby starsze celu istnienia. Staruszkowie mieszkający w domach opieki są dwa razy bardziej narażeni na depresję niż ci, którzy w nich nie mieszkają. Sugeruje się, że więcej niż jedna trzecia pensjonariuszy zinstytucjonalizowanych domów opieki cierpi z powodu tej choroby. Staruszkom pomagają badania i drobiazgowe wywiady związane z badaniami, bardzo szczegółowe pouczenia dotyczące leczenia i koncentrowanie się na wykonywaniu poleceń. Osoby w podeszłym wieku czują się lepiej, kiedy zwraca się na nie uwagę. Są widocznie przeraźliwie samotne, skoro odrobina zainteresowania ze strony innych tak bardzo podnosi je na duchu.

Jednak rzeczywiście nie bez znaczenia pozostają zmiany organiczne, które dokonują się w procesie starzenia. Na starość zmniejsza się ilość neuroprzekaźników. Osoby po osiemdziesiątym roku życia mają o połowę mniej serotoniny niż sześćdziesięciolatkowie. Oczywiście na tym etapie życia zachodzi wiele zmian w metabolizmie i aktywności chemicznej organizmu, więc zmniejszenie ilości neuroprzekaźników nie przynosi takiego samego skutku jak u osoby młodej, w której organizmie zmniejszono by ilość serotoniny o połowę. Z wiekiem zmienia się aktywność mózgu i dlatego w przypadku osób starszych na pojawienie się terapeutycznych skutków przyjmowania leków przeciwdepresyjnych trzeba czekać szczególnie długo. Te same leki z grupy selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny, które pacjentowi w średnim wieku zaczęłyby pomagać już po trzech tygodniach, u osób starszych dają jakikolwiek rezultat dopiero po trzech miesiącach lub jeszcze później. Wiek nie ma jednak wpływu na skuteczność leczenia.

Depresję osób starszych można łatwo przeoczyć. Kwestia popędu seksualnego, bardzo istotna w przypadku młodych pacjentów z depresją, u ludzi w podeszłym wieku nie jest aż tak ważna. Staruszkowie rzadziej niż ludzie młodsi mają poczucie winy. Nie są ospali, przeciwnie, nie mogą zasnąć i leżą w łóżku bezsennie, często ocierając się o paranoję. Ich reakcje na mało istotne wydarzenia są przesadne. Mają skłonność do uskarżania się na złe samopoczucie. Wszystko ich boli, zmiany pogody powodują przykre dolegliwości. Żalą się na wiele rzeczy. Ludzie starsi są ciągle poirytowani, zrzędliwi, często zachowują wobec bliskich emocjonalną obojętność, czasem manifestują nietrzymanie emocji.

Dzieci nie mają depresji

Kiedyś panowało takie powszechne przekonanie, zakładano bowiem, że warunkiem zachorowania jest osiągnięcie pewnej dojrzałości osobowościowej. W miarę upływu lat opinie fachowców uległy zasadniczym zmianom, jednak wśród niespecjalistów dalej są rozsiewane tego typu mity. Ocenia się, że depresja u dzieci w wieku przedszkolnym to już 1% przypadków, a u dzieci ze szkół podstawowych od 1 do 2%. Symptomy choroby są tu uzależnione od wieku. U młodszych pacjentów depresja objawia się apatycznym wyrazem twarzy, ogólnym rozdrażnieniem i zaburzeniami odżywania. Obserwuje się także zaburzenia snu, zmniejszoną kreatywność i wytrzymałość, niechęć do jakiejkolwiek zabawy i ogólnie smutną postawę dziecka. W wieku przedszkolnym wyraźniej zaznacza się niezdolność małych pacjentów do radości. Dzieci przejawiają wówczas postawę introwertyczną, bywają też niekiedy agresywne. Uderzająca jest labilność nastroju, a także zubożenie mimiki i gestykulacji. Podczas gdy małe dzieci i dzieci w wieku przedszkolnym nie są w stanie zwerbalizować, co się z nimi dzieje, i depresję u nich rozpoznaje się głównie na podstawie zmian w ich zachowaniu i wyrażaniu emocji, dzieci szkolne otwarcie mówią o doświadczaniu smutku. Często jest to lęk wynikający z poczucia niedostatecznej opieki rodziców, zaburzenia szkolne, a także początki zachowań aspołecznych. W tym wieku po raz pierwszy pojawiają się myśli samobójcze. Dopiero w okresie dojrzewania rozwija się zespół depresyjny, znany już u dorosłych pacjentów. Dominujące uczucia to: obniżona wiara w siebie, apatia, lęk i trudności z koncentracją.

Nastolatek? To typowe!

W przypadku osób przechodzących okres dorastania poczęło się przyjmować, iż „zły nastrój” jest nieodłącznym elementem tego etapu i wobec tego nie powinno wszczynać się poważnych interwencji, takich jak pomoc psychologiczna. Prawdą jest, że rozróżnienie między kryzysem wieku dojrzewania, mieszczącym się w granicach normy, a depresją u młodzieży nie jest wcale takie proste. Okres dorastania niesie ze sobą liczne zagrożenia, wynikające zarówno z psychologicznych konsekwencji zmian hormonalnych, trudności pojawiających się w określeniu swojej zmieniającej się tożsamości, jak również z poszukiwań własnego miejsca w społecznie różnych relacjach i kontekstach społecznych. Chociaż w większości przypadków depresja występuje wśród ludzi we wczesnych i średnich latach wieku dojrzałego, to faktem jest, że jej częstotliwość zdecydowanie wzrasta w wieku dojrzewania. Właśnie w tym okresie ujawniają się zależne od rodzaju płci różnice w częstotliwości pojawiania się tego zaburzenia. Potwierdzają to badania, które wykazują ilościowy wzrost depresji u młodzieży (5-10%), przy tym dwukrotnie częściej u dziewcząt niż u chłopców. Depresja młodzieńcza nierozerwalnie łączy się z trudnościami okresu adolescencji oraz zmianami rozwojowymi tej fazy. Szczególne znaczenie ma konfrontacja własnych możliwości z oczekiwaniami samego dorastającego, jego rodziny i najbliższego otoczenia, jak również niepewność, czy sprawdzi się on w roli osoby dorosłej. Depresja powoduje głębokie zakłócenia funkcji psychicznych i fizycznych. Jej objawy występujące u młodzieży dość łatwo przeoczyć, ponieważ często maskowane są one drażliwością oraz agresją. Zbyt późne lub niewłaściwe rozpoznanie objawów depresji u osób dorastających jest szalenie ryzykowne, ze względu na jej możliwe następstwa, jakimi są m. in. samobójstwo oraz próby samobójcze. Wyniki badań jednoznacznie wskazują, iż liczba tego rodzaju następstw podnosi się z roku na rok. Gdy obok spornych zachowań w stosunku do rodziców pojawią się wyraźne zmiany w innych sferach życia, trzeba się zastanowić, czy nie mamy do czynienia z chorobą.

„Mężczyźni nie płaczą, lecz pragną mieć łzy ocierane.”

Lidia Jasińska

Mężczyźni nie płaczą

Depresję uważa się często za chorobę, która dotyka głównie (a w niektórych opiniach: tylko!) kobiety. Rzeczywiście statystyki wskazują, że kobiety zapadają na to zaburzenie dwa razy częściej, jednak może być to związane z faktem, iż mężczyźni rzadziej się do niego przyznają, sami próbują je zwalczyć i nie szukają tym samym fachowej pomocy. Coraz liczniejsze dowody sugerują, że mężczyźni są równie co kobiety podatni na zachorowanie, a przy tym także niestety bardziej skłonni do targnięcia się w wyniku depresji na własne życie. 25% wszystkich samobójstw dotyczy mężczyzn w wieku ponad 65 lat. Na każde 6 starszych kobiet, które odbierają sobie co roku życie, popełnia samobójstwo 40 starszych mężczyzn. Ponad połowa telefonów, jakie otrzymuje telefon zaufania Samarytanów (organizacja założona w 1953 roku w Londynie, udzielająca wsparcia i rady, zwłaszcza telefonicznie, osobom w kryzysie emocjonalnym bądź mającym myśli samobójcze) w Wielkiej Brytanii, pochodzi od mężczyzn, jest to o 30% więcej niż przed dziesięcioma laty. Stereotypowe role przypisywane tradycyjnie obu płciom wymagają, by kobiety dawały wyraz uczuciom i kultywowały związki międzyludzkie. Mężczyzn natomiast zachęca się do rozwijania asertywnego, publicznego wizerunku swego Ja, często za cenę okazywania emocji. Krótko mówiąc, kobietom pozwala się płakać i mówić o swoich problemach. Od mężczyzn nie oczekuje się okazywania cierpienia ani rozmowy o nim. Do depresji przylgnęła etykietka „emocjonalności”, uważanej za cechę kobiecą. Mężczyźni mogą być zbyt dumni czy zahamowani emocjonalnie, aby przyznać, że uczucia wymknęły im się spod kontroli. Wielu mężczyzn, czując wstyd z powodu „niemęskości” tej choroby, skłonnych jest ukrywać swój stan – nie tylko przed przyjaciółmi i rodziną, ale nawet przed sobą. Dobrze obrazuje ten problem przykład, znaleziony na jednym z forów internetowych dotyczących depresji. Jester pisze:[5]”Ciekawą sprawą jest też to, że w towarzystwie jestem zawsze typem wesołka. Nie chcę uzewnętrzniać swoich smutków przed innymi ludźmi. Mam wrażenie, że byłoby to bardzo niemęskie i nie chcę innym psuć humoru. Poza tym kto chciałby się spotykać z kimś kto to tylko psuje humor innym...”. Mężczyzna może stwierdzić, że „nie jest sobą”, ale nie przyjdzie mu do głowy, że ma depresję, a nawet jeśli przemknie mu to przez myśl, to szybko odsunie od siebie ten problem. Przyznanie się do depresji bliskie byłoby stwierdzeniu, że jest słaby, czy szalony – albo jedno i drugie. Na opowieść Jestera umieszczonej na wyżej wspominanym forum, odpowiedziała Amandaprice: „Witaj! Wiele wskazuje na to, że możesz cierpieć na depresję, ale diagnozę może postawić tylko lekarz. Myślałeś o tym, żeby wybrać się do psychiatry?”, co spotkało się z jego następującą reakcją: „Psychiatry? Mam wrażenie, że odpowiedział mi właśnie jakiś bot...”. W następnej wypowiedzi widzimy jeszcze wyraźniej stereotyp mężczyzny, jaki Jester posiada i jakim z pewnością posługuje się większość społeczeństwa, co sprawia, iż obrastamy w mit, który głosi, że mężczyźni rzadko (lub w ogóle) cierpią na depresję: „Co do niemęskości ... Uważam, że facetowi nie przystoi np. płakać, jęczeć jak mu źle. Jest to chyba główny powód dla którego nie dzielę się ze znajomymi moimi problemami. Nie mam faktycznych powodów do narzekania ...  Jak mam wytłumaczyć komuś, że czasami jest mi naprawdę ciężko wytrzymać wieczór w domu i nie wiem co ze sobą zrobić, bo czuję się przygnębiony. Kiedy o tym mówię to sam sobie wydaję się po prostu słaby i przewrażliwiony...”. I oczywiście stwierdzenie: „Nie sądzę by psychiatra był mi potrzebny. Funkcjonuję póki co dość prawidłowo”.

To nie ja, to zaburzenie równowagi chemicznej

Ciekawym mitem funkcjonującym w przekonaniu chorych jest wiara w to, że ich depresja ma źródło w zaburzeniu równowagi chemicznej w organizmie, wierzą też, że zdrowe Ja ciągle istnieje. Termin „zaburzenie równowagi chemicznej” ma zagłuszyć uczucie odpowiedzialności w ludziach, którzy wcześniej starali się wyprzeć poczucie niezaspokojenia mające źródło w nielubianej pracy, w strachu przed zbliżającą się starością, w nieumiejętności dawania miłości czy we wrogich uczuciach wobec rodziny. Słowa „zaburzenie równowagi chemicznej” brzmią uspokajająco, bo pozwalają pozbyć się poczucia winy. Skoro to reakcje chemiczne sprawiają, że mój umysł jest podatny na depresję, nie ma w tym mojego udziału. Ale poczucie winy również można zdefiniować jako proces biochemiczny i szczęście też ma podłoże chemiczne. Chemia i biologia nie narzucają się gwałtem prawdziwemu Ja. Depresji nie da się oddzielić od osoby, która jej doświadcza. Leczenie przywracające chorego do stanu względnej „normalności” nie unicestwia braków w poczuciu własnej tożsamości, lecz na nowo porządkuje złożoną tożsamość, w niewielkim tylko stopniu zmieniając człowieka.

Chorzy na depresję płaczą bez przerwy

Na zadawane ludziom pytanie: „Jak myślisz, jak zachowuje się osoba z depresją? Jaka ona jest?”, często padają odpowiedzi typu: „Siedzi w łóżku i ciągle płacze”, „Zalewa się łzami, bo cierpi”.[6] Takie przekonania są błędne i obrazują nieznajomość tematu. Wprawdzie depresja i łzy zasadniczo się nie wykluczają, są jednak ze sobą powiązane w mniejszym stopniu, niż się pozornie wydaje. Gdy do gabinetu psychologicznego trafia osoba, która płacząc, przedstawia swoją sytuację, specjaliści odbierają to jako dobry znak. Może to bowiem oznaczać, że depresja nie spowodowała u niej jeszcze całkowitej apatii i że można z nią nawiązać kontakt. Depresyjni pacjenci nie są smutni we właściwym tego słowa znaczeniu. Zdecydowanie częściej mają wrażenie wewnętrznej pustki, braku jakichkolwiek uczuć lub „znieczulenia” uczuciowego, co prowadzi do bardzo negatywnego postrzegania siebie. A przecież wahania uczuć są naturalnym składnikiem normalnego życia, będąc wręcz pożądanym zjawiskiem. W depresji owa dynamika nie występuje, powodując, że chory czuje się jakby za życia był pogrzebany. Pojawienie się u niego łez mogłoby go więc nieco ożywić i wyzwolić od napięcia.

Depresję się dziedziczy

„Moja matka miała depresję, boję się, na pewno będę ją mieć!” - takie wyrazy przerażenia można spotkać zarówno w Internecie, jak i od ludzi spotkanych na ulicy. W 2003 roku oficjalnie opublikowano strukturę ludzkiego genomu, to znaczy wyjaśniono sekwencje genów na różnych chromosomach. Reakcja mediów była zmasowana, powstało wrażenie, jakby od tego momentu człowiek posiadł możliwość czytania w księdze swego życia. Część środowisk naukowych z bolesnym zażenowaniem zareagowała na znaczenie daty tego naukowego osiągnięcia, w istocie bardziej symboliczne niż praktyczne. Gdybyśmy otrzymali zadanie odszyfrowania Biblii spadającej z kosmosu, to zbadanie sekwencji genowej byłoby jedynie sporządzeniem listy rzędów liter w tekście, przy jednoczesnej niewiedzy, co tak naprawdę chciano nam przez nią przekazać. Rola czynników genetycznych w powstawaniu depresji jest duża, choć jeszcze nie wiadomo, jak bardzo. Badania bliźniąt monozygotycznych o identycznym materiale genetycznym wykazały, że choroba w 40% dotknie dwoje z nich. Jest to wysoki wskaźnik, oznaczający jednocześnie, że mimo genetycznej wspólnoty, w 60% przypadków jedno z bliźniąt nie zachoruje na depresję. U bliźniąt dwuzygotycznych, różniących się pod względem genetycznym jak każde inne rodzeństwo, tylko w 20% zdarzają się zachorowania obydwu z nich. Nie ma natomiast pojedynczego „genu depresji”. Choroba powstaje w wyniku współdziałania wielu czynników genetycznych, dotychczas tylko częściowo zidentyfikowanych i skomplikowanego oddziaływania na czynniki środowiskowe, które mogą być dane albo też przez nas samych kształtowane. Nasze geny mają wpływ na nasz wybór otoczenia, w którym funkcjonujemy, na nasz temperament, na to, czy jesteśmy skłonni do ryzyka i otwarci na przygody, przez co częściej wpadamy w tarapaty, czy raczej lękliwi, poszukujący stabilnego układu partnerskiego. Skłonności do depresji częściowo mogą wynikać z naszych cech charakteru, samooceny. Tego, jak reagujemy na trudne sytuacje, jakie stawiamy sobie wymagania, jak długo przeżywamy niepowodzenia. Bardziej podatni na zaburzenia nastroju są ludzie wrażliwi, mało odporni na stres, z tendencją do reagowania lękiem i niepokojem. Osoby "predysponowane" do depresji często używają słów: "muszę", "powinienem", "nie wolno mi".

„Jedynymi ludźmi, z którymi chciałbym teraz przebywać,

są artyści i ci, którzy cierpieli; ci, którzy wiedzą,

czym jest piękno, i ci, którzy wiedzą, czym jest smutek;

nikt inny mnie nie interesuje.”

Oscar Wilde, Aforyzmy

Choroba dotyka głównie artystów

Niesłuszne jest twierdzenie, że choroba dotyka głównie artystów. Bardzo często rodziny próbują poradzić sobie z problemem, wmawiając, że ich bliscy mają szczególną inteligencję i misję do spełnienia. Niestety, depresja oznacza niemoc twórczą. To romantyzm w „Cierpieniach Młodego Wertera” wykreował ją na chorobę poetów. Osoba w depresji jest z całą pewnością wyczulona na wszelkie wrażenia zmysłowe i ponad miarę spostrzegawcza, zwłaszcza jeśli chodzi o odbieranie sygnałów mogących oznaczać jakieś zagrożenie. Nie może być natomiast bardziej kreatywna niż ludzie zdrowi, ponieważ choroba hamuje u niej jakąkolwiek aktywność. Kreatywność oznacza chęć podejmowania prób, zakłada przyjmowanie wielości wariantów, dąży do rozwiązań, odrzuca, zaczyna od początku, aż do powstania innowacyjnego rezultatu i kreatywnego nowego dzieła. Osoba kreatywna może wykorzystywać swoje zdolności na wielu polach, podczas gdy osoba w depresji, w sytuacji jakiejkolwiek twórczej aktywności, jest w stanie jedynie prezentować swoje samopoczucie i własną rolę w świecie, a więc personifikować cierpienie, strach i brak nadziei.

Zdrowi ludzie mogą dysponować własną wrażliwością jak pianista brzmieniem uderzanych klawiszy. Mogą ją kontrolować i używać do konkretnych celów, nie cierpią z powodu własnej uczuciowości, lecz są wdzięczni za posiadanie takiego daru. W depresji cecha ta staje się pozbawioną unerwienia echosondą własnego samopoczucia. Cienkoskóre Ja chorego ciągle dokonuje porównań swojej pozycji, jednocześnie prezentując różnice, prawie nie dające się pokonać, aż do chwili, gdy ostatecznie ulega naciskowi permanentnej samokontroli. Spojrzenie na siebie podobne jest do skupiania się na bardzo małym wycinku obrazu, na dodatek w czerni. Wrażliwość jako zjawisko ma więc dwa oblicza: olśniewający uśmiech spokoju i zniekształcone rysy rozpaczy. W najlepszym wypadku wrażliwość wyzwala w nas kreatywność, w przypadku choroby dar ten jest przekleństwem, którego chorzy nie mogą się pozbyć.

Depresja to choroba wyłącznie psychiczna, skupiona wokół mózgu

Niestety słyszy się, że depresja dotyczy tylko ludzkiej psychiki i mózgu. Wyniki różnych badań obalają jednak ten mit. W grudniu ukazała się praca szwedzkich badaczy z Karolinska Institutet w Sztokholmie stwierdzająca, że długotrwałe obniżenie nastroju aż o 150% zwiększa ryzyko kłopotów z sercem. W najmłodszej grupie wiekowej chorych na depresję było ono niemal trzykrotnie wyższe niż u osób niemających większych problemów z nastrojem. Szwedzi wzięli pod lupę dane medyczne ponad 44 tysięcy pacjentów, których w latach 1987-2001 leczono w szpitalu z powodu depresji. W tym czasie chorzy ci nie zdradzali żadnych objawów chorób serca. Okazało się, że mimo porównywalnego wyjściowego stanu zdrowia ryzyko zawału serca wzrasta u nich w porównaniu z rówieśnikami, którzy nigdy nie mieli depresji. Różnica utrzymywała się nawet po uwzględnieniu innych czynników usposabiających do problemów z krążeniem i znikała dopiero po przekroczeniu siedemdziesiątki, czyli w wieku, gdy występowanie chorób serca wzrasta w całej populacji. Zdaniem szefowej grupy dr Kristiny Sundquist badania te dowodzą nie tylko silnego związku między depresją a zawałem serca, ale wskazują też na fakt, że wczesne rozpoznawanie i leczenie chorobowych zaburzeń nastroju może mieć ogromne znaczenie w zapobieganiu chorobom układu krążenia. Ustalenia szwedzkich naukowców to kolejny już raport analizujący związki między zmianami w psychice a całkiem fizycznymi aspektami funkcjonowania ludzkiego organizmu. Wcześniej opublikowano badania wiążące trwałe obniżenie nastroju ze wzrostem ryzyka niewydolności krążenia wśród osób starszych. Wykazano też, że depresja jest niezależnym czynnikiem ryzyka zachorowania na raka płuc. U osób cierpiących na tę przypadłość jest ono 3,32 razy wyższe niż w grupie kontrolnej bez depresji. Najwyraźniej różnica zaznacza się przy porównaniu depresyjnych palaczy z niepalącymi optymistami – jest niemal 20-krotna! Z kolei w 1999 roku dr Robert J. Genco stwierdził, że osoby, które kiepsko radzą sobie z kłopotami, co jest jedną z cech depresji, są dwa razy bardziej narażone na paradontozę i utratę zębów niż ich rówieśnicy, którzy śmiało stawiają czoła problemom. Wyliczono, że niemal połowa pacjentów depresyjnych ma najróżniejsze dolegliwości fizyczne. Są wśród nich także duszności, nudności, uczucie rozpierania od wewnątrz. Stres, a konkretnie hormony stresu (adrenalina i kortyzol) naprawdę rujnują zdrowie, prowadząc np. do nadciśnienia tętniczego czy problemów gastrologicznych, a nawet cukrzycy.

Każdy chory na depresję chce popełnić samobójstwo

Jednym z pierwszych skojarzeń na hasło: „depresja” jest słowo: „samobójstwo”. Niektórzy ludzie są przekonani, że chorzy ciągle myślą o tym, by odebrać sobie życie, co nasila tylko lęk i niechęć w stosunku do tego zaburzenia. Prawda jest taka, że wielu chorych na depresję nigdy nie doświadcza myśli samobójczych, a wiele samobójstw popełniają ludzie, którzy nie są w depresji. Nie powinno się utożsamiać samobójstwa z depresją tylko dlatego, że chorych w depresji mogą nachodzić myśli samobójcze. Skłonności samobójcze są jednym z dziewięciu objawów epizodu depresyjnego, które wymienia klasyfikacja DSM-IV, ale wiele chorych na depresję ani myśli rozstawać się z życiem. Siła, jaką przejawiają cierpiący ludzie bywa zdumiewająca. Często zakłada się, że skłonności samobójcze są objawem depresji, podczas gdy w rzeczywistości mogą z nią po prostu współistnieć. Przestało się już mówić, że alkoholizm jest powikłaniem depresji i leczy się go jak odrębną chorobę, która może występować jednocześnie z depresją. Skłonności samobójcze mogą towarzyszyć depresji. Klinicysta, który ma do czynienia z osobą pogrążoną w chorobie i wykazującą skłonności samobójcze, zwykle koncentruje się na leczeniu depresji. Rzeczywiście może się zdarzyć, że kiedy wyleczy tę chorobę, uda mu się zarazem zapobiec samobójstwu, ale to wcale nie jest regułą. W Stanach Zjednoczonych blisko połowa samobójców to ludzie, którzy byli objęci opieką psychiatryczną, mimo to śmierć poniesiona z własnej ręki prawie zawsze zaskakuje otoczenie. W naszym myśleniu tkwi błąd. Nie powinno się zakładać, że skłonnościom samobójczym zawsze towarzyszą inne objawy, na przykład zaburzenia snu. Nie powinno się też uważać leczenia pacjenta ze skłonnościami samobójczymi ze skończone tylko dlatego, że udało się uzyskać remisję towarzyszącej im depresji. Myśli samobójcze należy leczyć niezależnie od depresji.

Leki na depresję "mieszają w głowie" i uzależniają

Na jednym z licznych forów internetowych dla ludzi z zaburzeniami niejaki pete_27 pisze: „Mi się wydaje, że coś we mnie leki zmieniły-konkretnie stałem się bardziej otwarty i ekstrawertyczny. Ale ile w tym leków, a ile wpływu pracy etc to ciężko ocenić. Bankowo jednak pod wpływem długotrwałego ich brania człowiek musi się zmieniać bo jeśli pod ich wpływem zmienia się nasze zachowanie to długotrwała zmiana zachowania musi w końcu zmieniać nas samych. Człowiek zmienia się zresztą całe życie.[7]. Czy leki mogą zmienić osobowość? Okazuje się, że... tak. Naukowcy z USA zaobserwowali, że leki przeciwdepresyjne, z tej samej grupy co Prozac, powodują zmiany osobowości, gdyż nasilają ekstrawersję i osłabiają neurotyzm. Ich zdaniem, zmiany te odpowiadają w dużym stopniu za długoterminową poprawę nastroju u chorych na depresję. Naukowcy z Northwestern University w Evanston (stan Illinois), University of Pennsylvania w Filadelfii oraz Vanderbilt University w Nashville (stan Tennessee) przeprowadzili badania w grupie 240 pacjentów z poważną postacią depresji, tzw. dużą depresją. Losowo podzielono ich na trzy grupy - 60 pacjentów skierowano na psychoterapię, kolejnych 60 otrzymywało placebo, a 120 zażywało Paroksetynę, lek przeciwdepresyjny z grupy selektywnych inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny (SSRI), do których należy też Prozac. SSRI działają poprzez zwiększanie w mózgu poziomu serotoniny- neuroprzekaźnika, który reguluje nastrój. Cechy osobowości oraz nasilenie depresji u badanych osób sprawdzano przed rozpoczęciem terapii, w trakcie jej trwania i po jej zakończeniu. Stan ich zdrowia śledzono przez kolejny rok. Okazało się, że do najsilniejszych zmian cech osobowości, takich jak neurotyzm i ekstrawertyzm, doszło u pacjentów stosujących paroksetynę. Neurotyzm zmniejszył się niemal 7-krotnie w porównaniu z osobami otrzymującymi placebo, a ekstrawertyzm nasilił się 3,5 razy. Psychoterapia poznawcza dawała efekty pośrednie między lekiem a placebo. W badaniu pacjenci, u których poziom neurotyzmu obniżył się w największym stopniu, rzadziej mieli nawroty depresji. Ale dotyczyło to wyłącznie osób otrzymujących lek, a nie poddawanych psychoterapii. „Dotychczas panowała powszechna opinia, że zmiany osobowości w czasie stosowania leków z grupy SSRI są jedynie efektem ubocznym terapii” - podkreślają autorzy pracy. Najnowsze badania dowodzą, że to właśnie te zmiany są w dużym stopniu odpowiedzialne za długotrwałą poprawę nastroju u pacjentów. „Nasze badania pozwalają zaproponować nowy mechanizm działania leków przeciwdepresyjnych z grupy SSRI” - zapewnia prowadzący badania Tony Z. Tang of Northwestern University. „Częściowo działają one poprzez korygowanie tych cech osobowości, które zwiększają ryzyko wystąpienia depresji” - podkreśla badacz. Leki nie „mieszają więc w głowie”, ale ostatnie badania dowiodły, że mogą mieć wpływ na osobowość.[8]

Wszystkie dostępne leki przeciwdepresyjne działają na neuroprzekaźniki – serotoninę i/lub noradrenalinę w mózgu. Te neuroprzekaźniki wraz z setką innych regulują aktywność komórek nerwowych i w dotychczas niezrozumiały, kompleksowy sposób modelują nasze zachowanie i postrzeganie świata. Taką zależność zaobserwować może u siebie każdy po wypiciu dwóch kieliszków wina. Alkohol ma wpływ na neuroprzekaźniki w mózgu,  a tym samym na nasze zachowanie. W wyniku choroby zmienić się może ilość neuroprzekaźników, co wyjaśnia różnice w zachowaniu w przypadku depresji. Prawdą jest to, że sama depresja zmienia człowieka. Depresja kwestionuje własne Ja, naszą autonomię. Chory nie rozpoznaje samego siebie i przez chorobę czuje się wewnętrznie zmieniony. Nie jest wobec niej obiektywny, jak to się dzieje na przykład przy zapaleniu wyrostka robaczkowego czy złamaniu ręki, gdzie czuje się zdany na łaskę choroby. Z tej egzystencjalnej niepewności nierzadko wyrasta głębokie i całkowite odrzucenie leków psychotropowych, wzmocnione dodatkowo lękiem przed uzależnieniem i zmianą osobowości. W pierwszej kwestii można wszystkich uspokoić, gdyż zażywanie leków psychotropowych nie powoduje uzależnienia, w przeciwieństwie do używania środków nasennych i uspokajających. Nie wywołują one również efektu przyzwyczajenia, prowadzącego do konieczności ciągłego zwiększania dawki.

Leki antydepresyjne zwiększają ryzyko popełnienia samobójstwa

W ostatnich latach spore kontrowersje dotyczące leczenia depresji wywołały publikacje prasowe, wskazujące na przypadki samobójstw w gronie osób stosujących antydepresanty. Mimo, iż były to doniesienia kazuistyczne, waga problemu zadecydowała o zainteresowaniu, które wzbudziły. Choć wszystkie środki przeciwdepresyjne wydają się mieć tę samą moc działania, ich początkowe skutki terapeutyczne są różne. Poza zdolnością normalizacji nastroju posiadają także właściwości uboczne, czy to stymulujące lub psychotoniczne. Jeśli tylko pacjent przestrzega zaleceń lekarza, własności stymulujące albo sedatywne manifestują się od pierwszych dni; lek jest w stanie szybko zmniejszyć niespecyficzne objawy depresji, takie jak niepokój, bezsenność, zahamowanie. Natomiast symptomy specyficznie depresyjne – smutek, pesymizm, niezdolność do odczuwania przyjemności, poczucie winy – zaczynają się cofać dopiero po trzech-pięciu tygodniach. W poważnych stanach depresji niebezpieczeństwo popełnienia samobójstwa jest wielkie i utrzymuje się przez cały czas aż do wyzdrowienia; wobec takiego zagrożenia ocena skuteczności terapii przeciwdepresyjnej ma kluczowe znaczenie. Efekt stymulujący i odhamowujący niektórych leków przeciwdepresyjnych mógłby ułatwić podjęcie działań zmierzających ku samozagładzie; próby samobójstwa mogą też nastąpić, gdy spowolnienie psychiczne i motoryczne (które hamuje podjęcie próby samobójczej) ustępuje, nastrój zaś jest jeszcze obniżony. Od początku leczenia pożądane jest włączenie leku poprawiającego nastrój, aby zmniejszyć to ryzyko. Ocena wpływu leczenia przeciwdepresyjnego na porzucenie lub przeciwnie, pojawianie się myśli samobójczych na początku terapii i na poziom samobójstw napotyka poważne trudności metodologiczne: ze względów etycznych pacjenci o potwierdzonych tendencjach samobójczych są wyłączeni z udziału w większości testów leków.

W depresji pomagają jedynie leki. Psychoterapia nie działa

Takie przekonanie żywi zarówno wielu chorych, jak i ich bliskich. Często można usłyszeć, że zamiast iść do terapeuty, równie dobrze można skierować się do przyjaciela i to jemu się wypłakać. Prawda jest taka, iż działają zarówno leki, jak i psychoterapia. Nawet jeśli jest potrzebne leczenie farmakologiczne, należy je wdrażać razem z psychoterapią, która pozwoli przetrwać pierwsze tygodnie, gdy leki jeszcze nie działają. Obie te metody są ze sobą sprzężone. W miarę działania leków psychiatrzy często kierują pacjentów na psychoterapię. Leki mają za zadanie wyprowadzić chorego z najcięższego stanu (w którym i tak nie nawiąże relacji z psychologiem). Psychoterapia ma mu pomóc w dalszej walce z chorobą lub zapobiec jej nawrotom. Jest także szczególnie pomocna u chorych, którzy są w żałobie. Około 20% z nich nie jest w stanie wydobyć się z goryczy i złości po stracie. Terapeuta pozwala mówić o uczuciach, wspominać, buntować się przeciwko losowi. Na sukces terapii ogromny wpływ ma także osobowość pacjenta. Ludzie dążący do perfekcjonizmu mogą czuć gniew, gdy leczenie nie postępuje dostatecznie szybko. Osoby niepewne będą rozczarowane i jeszcze bardziej wycofają się z życia. Psychiatrzy czasem porównują leki do protez, w których człowiek chory musi chodzić, bo sam nie może. Psychoterapia zaś polega na stopniowym zdejmowaniu tych urządzeń wspomagających i zachęcaniu pacjenta, by stanął o własnych siłach.

Trochę statystyki

ñ  Z danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika, że na depresję cierpi ok. 120 milionów osób.

ñ  W Polsce choruje od 1,5 do 2,6 miliona osób. Niemożność precyzyjniejszego określenia liczby chorych wynika z problemów diagnostycznych.

ñ  Jedna czwarta chorych na depresję próbuje popełnić samobójstwo.[9]

Perspektywa na przyszłość

Społeczne piętno depresji, wyznaczane przez podzielane przez wielu ludzi mity, potęgujące w pacjentach wstyd i poczucie winy za to, że zachorowali, nadal pozostaje poważnym problemem. Widać to wyraźnie na przykładzie depresji poporodowej: dla wielu młodych kobiet jest ona przeżyciem bolesnym, zawstydzającym i poniżającym, o którym pragną jak najszybciej zapomnieć; nęka je poczucie winy z powodu choroby, za którą – we własnym odczuciu – są odpowiedzialne. Uderza już sama ilość relacji rozżalonych osób cierpiących na depresję, które nawet w najgorszym okresie choroby nie doczekały się od kolegów z pracy ani współczucia, ani wsparcia. Nie dziwi zatem, choć z pewnością martwi, że w wielu zakątkach świata znacząca część chorych nie uzyskuje żadnej fachowej pomocy lekarskiej ani psychologicznej. Około 30% pacjentów odwiedzających gabinety lekarzy cierpi na jakąś postać zaburzeń depresyjnych. Właśnie takie obserwacje skłoniły brytyjskie Królewskie Kolegium Psychiatrów (Royal College of Psychiatrists) do ogłoszenia pięcioletniej Kampanii Przeciwko Depresji. Wyznaczono jej dwa cele: zmianę społecznego stosunku do depresji oraz ułatwienie lekarzom prawidłowego rozpoznawania i leczenia tej choroby. Okazuje się także, iż w środowisku rodzinnym chorego to właśnie niewiedza stanowi największą przeszkodę na drodze do wyleczenia – nic bardziej szkodliwego niż pokutujące jeszcze przekonanie, że depresyjną osobę można wyrwać z lęku czy marazmu za pomocą rozrywek lub, co gorsza, nakazów do „wzięcia się w garść” i pokonania własnej słabości. Krytyka i irytacja ze strony opiekuna mogą tylko pogorszyć stan chorego, a nawet wywołać kolejny epizod depresyjny.

Prowadzona z rozmachem popularyzacja wiedzy o depresji mogłaby przynieść wiele dobrego. Z pewnością pomogłaby uniknąć rodzinom osób z depresją pewnych błędów, wzbogaciłaby ich znajomość tematu i uczuliłaby na oznaki zagrożenia. Byłaby czymś zbawiennym także dla samych chorych, uświadomiłaby, iż depresja to poważna choroba, której nikt nie powinien się wstydzić i że wskazane jest szukanie pomocy u specjalisty. Ludzie dotknięci depresją powinni – w tym dobrym sensie – przyjąć na siebie odpowiedzialność za rozwój choroby i dzięki nabytej wiedzy starać się ją zrozumieć.

Bibliografia:

Źródła internetowe:

  1. http://abcdepresja.pl/depresja-mity
  2. http://psychologia.wieszjak.pl/depresja/273082,Depresja--fakty-i-mity.html
  3. http://www.rdc.pl/index.php?/pol/artykuly__1/warto_wiedziec/fakty_i_mity_na_temat_depresji
  4. http://www.eioba.pl/a/1mer/obalamy-mity-na-temat-depresji
  5. http://www.dana.org/uploadedFiles/The_Dana_Alliances/European_Dana_Alliance_for_the_Brain/depression_pl.pdf
  6. http://www.depresja.net.pl/
  7. http://wyborcza.pl/leczyc/1,102641,9628289,Rozwiewamy_mity_o_depresji.html
  8. http://artelis.pl/artykuly/9392/zaburzenia-depresyjne-mlodziezy-cz-1
  9.  http://www.sciencedaily.com/releases/2009/12/091207164846.htm
  10. http://chomikuj.pl/mateusz2280/Psychologia/moje+wiersze+-+zwi*c4*85zane+z+moj*c4*85+depresj*c4*85/burza,1451791194.doc

Fora:

  1. http://www.nerwica.com/
  2. http://www.depresja.ws/
  3. http://www.autoagresywni.pl/
  4. http://www.zaburzeni.pl/index.php
  5. http://www.zaburzenia.pl/forum.php
  6. http://www.forum.obcasy.pl/viewforum.php?f=9

Magazyny, czasopisma:

  1. Wiedza i życie, Smutek łamie serce, 2 lutego 2006, str.44-45,
  2. Żyjmy dłużej, Witaj i żegnaj depresjo, czyli jak poradzić sobie z przewlekłym smutkiem, nr 11, listopad 2010, str. 13-19.

Pozycje książkowe:

  1. Althaus D., Hegerl U., Reiners H, Depresja?, Media Rodzina, Poznań 2008,
  2. Dietrich D., Neumann B., Depresja nie jest przeznaczeniem, Wydawnictwo WAM,
  3. Francis-Cheung T., Grey R., Mężczyzna w depresji, MUZA SA, Warszawa 2004,
  4. Gallarda T., Lôo H., Depresja, Wydawnictwo „Książnica”, Katowice 1999,
  5. Krzyżowski J., Depresja, Medyk, Warszawa 2002,
  6. Solomon A., Anatomia depresji. Demon w środku dnia, Zysk i S-ka, Poznań 2004,
  7. Wolpert L., Depresja – złośliwy smutek. Jak rozpoznawać i leczyć, MUZA SA, Warszawa 2001.


[1]    http://www.depresja.net.pl/mojadepresja/burza.php

[2]    źródło: rozmowy autorki pracy z jej znajomymi na temat depresji

[3]    http://wyborcza.pl/leczyc/1,102641,9628289,Rozwiewamy_mity_o_depresji.html

[4]    http://www.forum.obcasy.pl/viewtopic.php?f=9&t=8498&start=15

[5]    http://www.depresja.ws/topic/7215-czesc-czy-ja-mam-depresje/

[6]    źródło: rozmowy autorki pracy z jej znajomymi na temat depresji

[7]    http://www.nerwica.com/czy-leki-mog-zmieni-moj-osobowo-t18962-14.html

[8]    http://www.sciencedaily.com/releases/2009/12/091207164846.htm

[9]    magazyn Żyjmy Dłużej, Witaj i żegnaj depresjo, czyli jak poradzić sobie z przewlekłym smutkiem, nr 11, listopad 2010, str. 15.

 

  Kontakt e-mail: daria.kaldunska@pobloku.pl Kierunek studiów: psychologia stacjonarne rok III, specjalizacja: psychologia kliniczna człowieka dorosłego i psychologia zdrowia i jakości życia Zainteresowania: psychologia sportu, psychologia zdrowia, medycyna, neurobiologia, dziennikarstwo, sport (w szczególności siatkówka), grafika, fotografia Dodatkowe doświadczenie: akredytowana redaktorka w serwisie siatkarskim Pobloku.pl Publikacje: relacje sportowe i felietony na pobloku.pl Dodatkowe informacje o autorze: Studentka psychologii, siatkarka, redaktorka, pasjonatka siatkówki. (...)


Pomoc psychologiczna

Studenci i Doktoranci Uniwersytetu Śląskiego mogą korzystać z bezpłatnego wsparcia psychologicznego i poradnictwa w Centrum Obsługi Studenta.

Skontaktuj się ze specjalistami w następujących obszarach:

W celu ustalenia terminu indywidualnej konsultacji psychologicznej prosimy o kontakt drogą elektroniczną lub telefonicznie.