Dlaczego relacje z matką są tak ważne? Co o wczesnych latach dzieciństwa mówi styl przywiązania? Czy można zbudować trwałą relację z kimś, kto izoluje się i unika kontaktu z innymi?
John Bowlby, brytyjski psychiatra i psychoanalityk, po ukończeniu Uniwersytetu w Cambridge rozpoczął pracę w ośrodku dla nieprzystosowanych chłopców. Jego szczególną uwagę zwróciło dwóch z nich, których historia była na pozór dość podobna. Obaj we wczesnym dzieciństwie zmagali się z traumami opieki macierzyńskiej, jednak psychiatrę zdziwiło to, że ich zachowanie diametralnie się różniło. Pierwszy z nich unikał kontaktu z innymi, izolował się, sprawiał wrażenie zupełnie pozbawionego jakichkolwiek emocji. Drugi z kolei był osobą lękliwą, mocno przywiązaną do swojego opiekuna. To właśnie w nim Bowlby zauważył odzwierciedlenie siebie z wczesnych lat dzieciństwa. Brytyjski psychiatra był czwartym z sześciorga dzieci. Kontakt małego Johna z ojcem był znikomy. Tak naprawdę widywał go raz na jakiś czas, głównie w święta, gdyż ten pracował jako chirurg. Z matką również nie miał częstego kontaktu, przebywał z nią zaledwie godzinę dziennie. Największą ilość czasu spędzał z nianią Minnie, która, gdy John miał cztery lata, zdecydowała się zmienić pracę. Kilkuletni Bowlby bardzo to przeżył. Po wielu latach zrozumiał, że zdarzenie to znacząco wpłynęło na jego późniejszy rozwój, co opisał w swojej pracy Child care and the growth of love, gdzie przedstawił pierwsze wnioski dotyczące teorii więzi.
Bowlby dostrzegł, że od urodzenia dziecko dysponuje możliwością, a przede wszystkim potrzebą, interakcji z bliskimi. W artykule tym najczęściej będzie pojawiać się nawiązanie do relacji dziecka z matką, jednak należy zaznaczyć, że teoria więzi mówi także o relacjach z ojcem czy innymi opiekunami, np. dziadkami.
Szczególnie widoczne w czasie wczesnego dzieciństwa, zachowanie przywiązania charakteryzuje jednostkę od kołyski aż po grób – pisał Bowlby.
Aby nieco zobrazować powyższe słowa, warto przyjrzeć się dwóm eksperymentom, dość kontrowersyjnym, budzących wiele sprzeczności, jednak dających potwierdzenie na to, iż relacje kształtowane we wczesnych etapach życia człowieka mają zasadnicze znaczenie dla jego rozwoju. Pierwszy z nich został przeprowadzony przez Harry’ego Hallowa. W dzisiejszych realiach nie mógłby mieć miejsca, ze względu na obecne etyczne standardy realizacji badań naukowych. Przedmiotem badania były małe rezusy, małpy żyjące w Azji, które zaraz po urodzeniu odseparowano od matki i przeniesiono do specjalnego pomieszczenia, gdzie znajdowały się tzw. „matki zastępcze” przygotowane w celach badawczych. Obie były wykonane z drutu, z tym, że jedna z nich miała przymocowaną butelkę z mlekiem, a druga była pokryta przytulną tkaniną. Oba modele matek podgrzewano. Podczas obserwacji zwierząt okazało się, że rezusy częściej wybierały matkę pokrytą miękkim materiałem, gdyż mogły się do niej przytulać. Do drucianego modelu zbliżały się tylko wtedy, gdy chciały napić się mleka.
Hallow posunął się jeszcze dalej w swoich badaniach i stworzył podobną wersję eksperymentu, jednak nieco zmodyfikował modele matek zastępczych. Tym razem wykorzystał cztery sztuczne małpy z czego: pierwsza z nich była miękka w dotyku, jednak posiadała pułapkę, która po zbliżeniu się dziecka potrząsała nim. Druga dmuchała silnym strumieniem powietrza, trzecia posiadała stalową ramę odrzucającą zwierzę po zbliżeniu, zaś czwarta zawierała mosiężne, tępo zakończone kolce. Wbrew pozorom, po każdym odepchnięciu czy zranieniu rezusy ponownie wracały do zastępczych matek. Przylegały do nich z większą intensywnością, zupełnie tak jakby zapomniały o tym, że matki je krzywdzą.
Po pierwszej wersji eksperymentu można wysnuć wniosek, że potrzeba bliskości jest niezmiernie ważna, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Z kolei druga wersja badania pokazuje, że bliskie związki i relacje z opiekunem są dla dziecka tak istotne, że często ich toksyczne cechy lub zachowania nie zniechęcają malucha do poszukiwania bliskości z odrzucającym, a nawet krzywdzącym opiekunem.
O tym, że brak bliskiej więzi negatywnie wpływa na rozwój, a później prawidłowe funkcjonowanie, mogli przekonać się psychologowie badający zachowania dzieci w rumuńskich sierocińcach w drugiej połowie ubiegłego stulecia. Wówczas w Bukareszcie stanowisko I Sekretarza objął Nicoloe Ceausescu. Wskaźnik dzietności spadał, dlatego nowy rządca zdecydował się na radykalne zmiany w systemie prawnym. Wprowadził całkowity zakaz aborcji oraz dostępu do środków antykoncepcyjnych. Rozwody były możliwe wyłącznie w ekstremalnych przypadkach, a wiek zawarcia związku małżeńskiego został obniżony do piętnastu lat. Kobiety bez potomstwa wzywano na przesłuchania, przypadki poronień szczegółowo badano, a bezdzietne pary zobowiązane były do odprowadzania specjalnego podatku. Sytuacja ta doprowadziła do szybkiego wzrostu liczby dzieci, jednak część z nich była porzucana i znajdywała schronienie w sierocińcach. Niestety warunki tam panujące były poniżej wszelkich standardów – szacuje się, że na piętnaście dzieci przypadał jeden opiekun. Wychowawcy skrupulatnie wykonywali swoje obowiązki, jednak skupienie uwagi na jednym dziecku przy takiej ich ilości było po prostu niemożliwe. Podopieczni większość czasu spędzali w kojcach, pozbawieni jakiejkolwiek stymulacji sensorycznej. Badacze byli pewni, że w takich warunkach rozwoju u dzieci pojawią się liczne deficyty, przyczyniające się do zaburzeń rozwojowych, emocjonalnych czy problemów z zachowaniem w późniejszych latach. Hipotezy te okazały się słuszne. Aktywność mózgu dzieci przebywających w sierocińcach znacznie odbiegała od normy. Średnio ich IQ wynosiło 66. Zauważono również, że posługiwały się znacznie uboższym językiem i miały problemy z gramatyką. Co więcej, sposób wychowania wpłynął na rozwój mózgów dzieci - były znacząco mniejsze, a efektywność elektryczna neuronów słabsza. W późniejszych latach, kiedy wychowankowie ukończyli szesnasty rok życia, badacze przyjrzeli się ich sposobom funkcjonowania i dostrzegli liczne zachowania patologiczne – kradzieże, drobne przestępstwa czy pobicia. Badacze podkreślili, że, patrząc na sytuację dzieci z Rumunii, nie należy postrzegać tych zmian i nieprawidłowości jako specyficznych wyłącznie dla tej grupy, lecz jako typowych dla dzieci, które były pozbawione bodźców sensorycznych we wczesnych etapach rozwoju.
Emocje w relacji matka-dziecko są kluczowe i wpływają na kształtowanie przywiązania w późniejszych latach. Mówi się, że więź ta stanowi pewnego rodzaju bazę, schemat, według którego dziecko, a później osoba dorosła, tworzy relacje z innymi ludźmi. Teoria przywiązania Bowlby’ego dokładnie opisuje różne style wchodzenia w relacje. Zanim jednak każdy z nich zostanie dokładnie przedstawiony, warto zdefiniować pojęcie przywiązania. Czym tak naprawdę jest? Według psycholożki Marty Kotarby styl przywiązania to rodzaj nieświadomych przekonań, składających się na to, czego oczekujemy w relacji z innymi ludźmi. Można rzec, że jest to pewnego rodzaju zestaw założeń, na którym opieramy relacje. Dany styl przywiązania ma znaczenie dla zdolności radzenia sobie z emocjami, sytuacjami stresowymi, podejmowania ryzyka czy postrzegania własnej osoby. Początkowo badacze wyróżniali trzy style przywiązania, jednak z biegiem lat opisano jeszcze jeden.
Ostatnie trzy opisy nie napawają optymizmem, a także dają do zrozumienia, że osoby z tymi stylami mogą mieć znacznie trudności w funkcjonowaniu w relacjach. Pojawia się w nich niepokój, jednak warto zaznaczyć, iż kluczowym elementem, który pomaga zmienić sposób postrzegania związków i sposobu funkcjonowania w relacjach, jest terapia. Niektórzy psychologowie zaznaczają, że związek z osobą, która posiada bezpieczny styl przywiązania może również pozytywnie wpływać na związek, a tym samym pomagać osobom z odmiennymi stylami przywiązania niż bezpieczny kształtować prawidłowo funkcjonującą relację.