We współczesnym – stale rozwijającym się świecie Zachodu, do którego przynależy także nasz piękny kraj (choć w mojej opinii tylko częściowo – „jedną nogą”, bo druga ugrzęzła w nadmiernie rozbuchanej tradycji, stereotypach i różnorakich narodowych fobiach) – obywatele bombardowani są nieustannie propagandą sukcesu.
Rzecz jasna, propaganda ta, rozwija się współmiernie ze światem. I dlatego długie, nudne i bełkotliwe przemówienia komunistyczne, które świetnie parodiował Barańczak („żyjemy w określonej epoce, taka jest prawda, nieprawda i innej prawdy nie ma”) są już przeszłością. TERAZ – nie możemy powiedzieć, że władze skazują nas na „wyrok w zawieszeniu” i dają fikcyjną wolność. TERAZ – jesteśmy wolni i niezależni.
Ale czy na pewno?
Przecież TERAZ to my sami (dobrowolnie!) narażamy się na długie, mętne i często kłamliwe przekazy. Wystarczy, że włączymy telewizor albo przeglądarkę internetową! Na każdym kroku wmawia się nam, że jesteśmy piękni, mądrzy, bogaci (jeśli nie materialnie, to przynajmniej – duchowo), a po zastosowaniu reklamowanego kremu, wypiciu herbatki owocowej bądź wzięciu atrakcyjnego kredytu – będziemy jeszcze piękniejsi, mądrzejsi i bogatsi. Czy zatem mają rację ci, którzy mówią: „Konsument – to brzmi dumnie”? – Nie. Bo konsument, czyli (w szerokim ujęciu) każdy odbiorca dóbr, usług oraz (co ważne) decyzji politycznych, przestał się liczyć.
Wytwórcy – liczą ilość sprzedanych towarów. Wielkie koncerny – liczą wypracowane zyski. Politycy – liczą (i to bardzo skrupulatnie) każdy „iks” przy swoim nazwisku. Żadnemu z „liczących” nie chodzi jednak o ludzi, tylko o pozbawione osobowości jednostki (kupujące, pracujące, wybierające).
Jednakże, winy nie można zrzucać wyłącznie na dostawców usług bądź towarów i mówić, że „konsumpcja pożarła własne (bezbronne) dzieci”. Człowiek XXI wieku jest bowiem dobrowolną ofiarą konsumpcjonizmu – sam się przecież odhumanizował. Stał się elementem i (równocześnie) budowniczym ogromnej „konstrukcji cywilizacyjnej”.
Niestety – zazwyczaj jest mu całkowicie obojętne, czy owa konstrukcja runie, czy (jeszcze) nie. Dlatego dzisiaj, znane wszystkim, zdanie: „Myślę, więc jestem” przerodziło się – według mnie – w banał. Bo gdyby rzeczywiście obowiązywało, to spora część współczesnych „oświeconych” społeczeństw, musiałaby po prostu zaniknąć. I to bezpowrotnie.