Zachodnia cywilizacja stawia przed nami coraz to więcej wyzwań. Przestaje wystarczać tylko ciężka praca, by zostać uznanym za osobę spełnioną. Miarą osiągnięcia sukcesu staje się także nasze zdrowie, dbałość o siebie czy atrakcyjność fizyczna. Jest to niejako odpowiedź na globalnie występujący problem nadwagi. Niedawno Światowa Organizacja Zdrowia ustaliła, że liczba osób otyłych w Europie zwiększyła się trzykrotnie od lat osiemdziesiątych. Wzrost ten miał miejsce także w krajach, gdzie problem otyłości zwykle miał bardzo małą skalę. Dlatego wśród społeczeństw zachodu powoli pojawia się coraz silniejsza presja, by utrzymywać zgrabną sylwetkę. I trudno się dziwić - wszak dobry stan organizmu wzmacnia naszą efektywność i samopoczucie. Idea ta staje się tak popularna, że wiele nowoczesnych firm czy instytucji decyduje się na podjęcie kroków ku dobrej zmianie. Przykładowo, pracodawcy zaczynają oferować karnety sportowe oraz zdrowe przekąski dla swoich pracowników, a ze szkół znikają słodycze i wysoko przetworzone produkty…
Nie ma w tym nic złego, jeśli wzorzec, do którego dążymy, jest realny do osiągnięcia (i utrzymania). Niestety środki masowego przekazu niekoniecznie promują to, co zdrowe. Zakłada się, że taki wypaczony kanon „piękna” pierwszy raz pojawił się w drugiej połowie ubiegłego wieku i od tamtej pory moda na posiadanie nienaturalnie szczupłej sylwetki falami wraca do łask za pośrednictwem kolorowych czasopism czy telewizji. Dodatkowo jesteśmy bombardowani różnymi ofertami produktów spożywczych i wmawia się nam, że są one dobre, że dadzą nam radość. Po części jest to prawda - żywność jest naszym paliwem i źle pracuje się, będąc głodnym. Czasami jednak sięgamy po jedzenie dla czystej przyjemności lub, by poprawić sobie humor w stresującej sytuacji. W takim wypadku, duży wybór produktów może wręcz zaszkodzić. Ponieważ nie jest łatwo się kontrolować, większość z nas prędzej czy później decyduje się na wprowadzenie diety. Niestety w niektórych przypadkach może ona przybierać formy groźne dla zdrowia. Z zaburzeniami odżywiania najczęściej kojarzy się anoreksja i bulimia – zjawiska dobrze opisane i nagłośnione w mediach. Należy jednak pamiętać, że to nie jedyne przypadłości związane z nadmiernym koncentrowaniem się na jedzeniu. Dlatego w dalszej części niniejszego artykułu poruszone zostaną te mniej znane, ale równie niebezpieczne.
Ortoreksja jest nowo poznawanym zaburzeniem odżywiania, które dotąd nie zostało w pełni zbadane. Pojęcie zostało wprowadzone w 1997 roku przez amerykańskiego lekarza Bratmana i jest połączeniem dwóch greckich słów: ortho – prawidłowy, właściwy; orexis – apetyt, pożądanie. W wielkim skrócie jest to patologiczny stan zafiksowania się na spożywaniu właściwej i zdrowej żywności. Według niektórych źródeł problem ortoreksji może dotyczyć 0,5 – 6,9% populacji. Zaczyna się niewinnie, od unikania niektórych składników (np. cukrów), przez stopniowe ograniczanie i eliminację kolejnych produktów, uznając, że mogą mieć niekorzystny wpływ na stan zdrowia. Ortoleksja może być również związana z unikaniem określonych sposobów obróbki żywności (np. gotowania, smażenia, mrożenia). Charakterystyczną cechą tego zaburzenia jest patologiczne zabsorbowanie tematyką zdrowej żywności, utrudniające normalne funkcjonowanie. Osobie popadającej w tę przypadłość coraz więcej czasu zajmuje czytanie, kupowanie czy przygotowywanie posiłków wedle coraz bardziej restrykcyjnych reguł. Życie ortolektyka skupia się na szukaniu i przyrządzaniu bezpiecznego pożywienia. Podczas konsumpcji, każdy kęs jest jedzony wolno i wielokrotnie żuty, a jedzeniu zaczyna towarzyszyć kontemplacja. Każde odstępstwo od wcześniej przyjętych zasad powoduje natomiast poczucie winy i wprowadzenie dodatkowych restrykcji. Ostatecznie prowadzi to do niezwykle rygorystycznych ograniczeń żywieniowych, powodujących niedobór składników odżywczych, spadek masy ciała, niedożywienie i inne niekorzystne skutki zdrowotne, ze śmiercią włącznie.
Jak może powstać takie zaburzenie? Najprawdopodobniejsza hipoteza zakłada, że u jego źródła leżą zachowania mające na celu uniknięcie jakiejś choroby czy poprawę kondycji fizycznej. Ortorektycy, podobnie jak hipochondrycy, zbyt silnie chcą uniknąć chorób cywilizacyjnych. Może to dotyczyć złego działania niektórych narządów (jak przy cukrzycy), nietolerancji niektórych składników odżywczych (np. laktozy) lub alergii na niektóre pokarmy. Najbardziej podatną na to zaburzenie grupą są osoby, które uprzednio cierpiały z powodu jakiegoś schorzenia wymagającego zmiany diety. Lęk przed kolejnym zachorowaniem będzie powodował, że taka osoba może decydować się na wprowadzanie kolejnych ograniczeń dietetycznych, nawet jeżeli pierwotna choroba została już wyleczona i nie jest to konieczne. Podejrzewa się, że osób cierpiących na ortoreksję może być więcej wśród wegetarian, frutarian czy witarianistan (dla niewtajemniczonych – witarianizm zakłada dietę wykluczającą spożywanie pokarmów poddanych obróbce termicznej). Inni angażują się w działalność organizacji walczących o prawa zwierząt, zajmujących się roślinami transgenicznymi czy organicznym jedzeniem. Badania dowodzą, że czynnikami predysponującymi do rozwoju ortoreksji są także: nieprawidłowy stosunek do jedzenia i wyższe wartości BMI. Motywacją do rozpoczęcia restrykcyjnej diety może zatem być także chęć zmniejszenia masy ciała. Ortorektyków można częściej spotkać wśród osób wykazujących większą aktywność fizyczną, a także wśród tych, którzy dążą do zachowania modelu idealnej, szczupłej sylwetki propagowanej w środkach masowego przekazu. W takim wypadku przykładowy łańcuch redukcji może zacząć się od ograniczania i kompletnej eliminacji słodyczy, następnie produktów przetworzonych, tłuszczy, niektórych owoców i tak dalej - aż wachlarz produktów w diecie drastycznie zmaleje do poziomu, w którym organizmowi będzie brakować niektórych mikro i makroelementów.
Nazywane w skrócie SED (Selective Eating Disorder) polega na niechęci do niektórych rodzajów pokarmów, a niekiedy objawia się nawet irracjonalnym strachem przed określonymi produktami. Osoba z tym zaburzeniem może jeść tylko pewien rodzaj pokarmów, pozostałe powodują awersję i/lub lęk. Uważny czytelnik może tutaj spytać: no dobrze, ale czym to się różni od opisanej wyżej ortoreksji? Otóż różne są przyczyny obydwu zaburzeń. Selektywne zaburzenie odżywiania zwykle ma początek jeszcze w dzieciństwie, szczególnie w okresie, gdy do diety młodego człowieka wprowadza się nowe produkty. Co ważne, niechęć ma wyłącznie podłoże psychiczne i wiąże się z irracjonalnym lękiem. W najostrzejszych przypadkach może nawet dojść do ataków paniki na sam widok niechcianej potrawy - w ortoreksji takie zjawisko nie występuje.
Mówiąc o przyczynach tego zaburzenia, najczęściej spowodowane jest jakimś traumatycznym wydarzeniem kojarzonym z konkretną potrawą czy rodzajem pożywienia. Może to być zakrztuszenie, zatrucie pokarmowe czy jakiś epizod wymiotów. Co ciekawe, cierpiąca na tą dolegliwość osoba często nie pamięta, jakie wydarzenie przyczyniło się do rozwoju awersji. Najbardziej głośny przykład tego zaburzenia dotyczy pewnej Brytyjki, która od 15 lat żywiła się wyłącznie frytkami, a każdy inny pokarm powodował u niej lęk. Czynnikiem aktywującym zaburzenie była śmierć jej babci. Pogrążona w żałobie dziewczyna początkowo nie była w stanie nic przełknąć, później przekonała się tylko do frytek. Jak łatwo się domyślić, tego typu dieta zadziałała wyniszczająco na organizm, powodując awitaminozę i osłabienie - stąd pacjentka zaczęła poszukiwać fachowej pomocy.
Jak sobie radzić z SED?
W większości wypadków selektywne zaburzenie odżywiania mija samoistnie - bez potrzeby jakichkolwiek działań. Zazwyczaj bowiem dotyczy niewielu produktów i nie przeszkadza w normalnym życiu. Przykładowo, SED może dotyczyć zrezygnowania z ryb po uprzednim skaleczeniu się ością podczas przełykania. Są jednak przypadki, w których trzeba wdrożyć jakieś działania. Dzieje się tak głównie w momencie, gdy dieta staje się zbyt restrykcyjna i powoduje niedożywienie. W takiej sytuacji istotna będzie prawidłowa suplementacja i włączanie ważnych witamin i minerałów. Dodatkowo powinno się skonsultować ze specjalistą, gdyż może się okazać, że potrzebna będzie terapia polegająca na wyeliminowaniu lęku przed pożywieniem.
NES (Night Eating Syndrome) polega na niekontrolowanym podjadaniu w ciągu nocy, związanym z zaburzeniami nastroju i snu. W ciągu jednej nocy może dojść nawet do kilku epizodów objadania, co dodatkowo może przyczyniać się do rozwoju otyłości. Podobnie jak ortoreksja, syndrom nocnego jedzenia jeszcze nie doczekał się oficjalnego zakwalifikowania do zaburzeń jedzenia, spełnia jednak podstawowe kryteria niespecyficznych zaburzeń odżywiania oraz dotyczy znacznej ilości osób. Może występować samodzielnie lub towarzyszyć otyłości czy depresji. Charakteryzuje się głównie tym, że ponad połowa dobowego pożywienia spożywana jest w nocy po godzinie 19.00. W przeciwieństwie do bulimii, spożywane porcje nie są duże, jednak dochodzi do nich wielokrotnie w ciągu jednej nocy. Towarzyszą temu problemy z zaśnięciem czy wybudzanie się ze snu powodowane wzmożonym łaknieniem. Co ciekawe, spożywanie pokarmów nie daje jedzącemu przyjemności – jest jedynie źródłem poczucia winy i wstydu. Mimo tego, cierpiący na tą przypadłość nie jest w stanie nad sobą zapanować, czując wewnętrzny przymus, by jeść. Oczywistymi powikłaniami takich bezsennych nocy jest zmęczenie w ciągu dnia i brak apetytu po przebudzeniu.
Kto jest najbardziej narażony na syndrom nocnego jedzenia? Etiologia do tej pory nie została zupełnie wyjaśniona, lecz według niektórych źródeł, odsetek osób cierpiących z powodu zespołu jedzenia nocnego jest znacznie wyższy wśród osób otyłych. Wynika z tego, że zespół jedzenia nocnego może mieć podłoże genetyczne. Nie można wykluczyć także złego funkcjonowania gospodarki hormonalnej organizmu. U cierpiących na tą przypadłość zauważono bowiem problem z wydzielaniem melatoniny i leptyny. Pierwszy z wymienionych hormonów odpowiada za prawidłowy sen, ten drugi z kolei hamuje apetyt w porach nocnych. Zakłada się, że zaburzenia rytmu snu również mogą sprzyjać wystąpieniu NES, w szczególności gdy wiążą się z odczuwaniem silnego, długotrwałego stresu. Podsumowując, wydaje się, że syndrom nocnego jedzenia wynika z kombinacji czynników biologicznych, genetycznych i emocjonalnych, lecz są to tylko hipotezy wymagające dalszych badań.
Jak sobie poradzić z NES: przede wszystkim pomoc powinna polegać na poszukiwaniu wsparcia wśród domowników lub osób najbliższych. Najlepiej poprosić jakąś osobę, by przed pójściem spać zamknęła na klucz drzwi do kuchni lub żeby uniemożliwiła dostęp do pożywienia w ciągu nocy (np. zamek do drzwi lodówki). Należy też zadbać o to, by przed snem usunąć produkty spożywcze z otoczenia, pozostawiając sobie jedynie wodę mineralną. Drugim ważnym krokiem jest przyzwyczajenie organizmu do innego rytmu dobowego przez zaplanowanie pięciu posiłków w ciągu dnia. Rozpocznij więc dzień od zjedzenia solidnego śniadania zaraz po przebudzeniu. Szczególnie na początku może być to trudne z powodu braku apetytu – w takim wypadku zmuś się do konsumpcji czegokolwiek. Wyżej wspomniane posiłki staraj się spożywać o podobnych porach i pamiętaj, żeby ostatni posiłek zaplanować nie później niż 3 godziny przed snem. Po trzecie, powinno się zredukować poziom odczuwanego stresu. Mogą temu zaradzić techniki redukujące poziom stresu. Już 20 minut relaksacji mięśniowej znacząco redukuje takie wskaźniki stresu, jak uczucie niepokoju czy poziom kortyzolu (hormon powodujący stres). Po dwóch tygodniach codziennego stosowania relaksacji, badani pacjenci wykazywali m.in.: obniżenie napięcia psychofizycznego, niepokoju, złości, zmęczenia. Znacznie wzrosła u nich ilość pożywienia zjadanego rano, a zmalała w porach wieczornej i nocnej.
Do tego zaburzenia dochodzi w momencie, gdy jedzenie zaczyna rządzić naszym zachowaniem. Zacznijmy od przeanalizowania słowa kompulsja – w psychologii jest to zachowanie, przed którym trudno się powstrzymać. Jeśli tym zachowaniem jest czynność jedzenia, doświadczamy konieczności spożywania dużej ilości produktów. Taki przymus najczęściej pojawia się pomiędzy głównymi posiłkami i dotyczy wybranych potraw lub, co gorsza, jedzenia wszystkiego, co nam wpadnie w ręce. Motywacją takich „ataków” nie jest głód, lecz uporczywe myśli powodujące przymus objadania się. Sam napad trwa około 30 - 60 minut, jednak w tym czasie może dojść do konsumpcji ilości kalorii większej od faktycznego zapotrzebowania. Dlatego po epizodzie kompulsji mogą pojawić się negatywne emocje, uczucie wstydu, zażenowania, może nawet złości skierowanej na samego siebie. Powyższe symptomy są bardzo podobne do bulimii, lecz występuje to jedna zasadnicza różnica. Przy jedzeniu kompulsywnym nie występują wymioty, a osoba zaburzona szybko zaczyna przybierać na wadze.
Jak przeciwdziałać kompulsji jedzenia?
Główną strategią jest przeciwdziałanie schematom myślowym powodującym przymus konsumpcji. Kontrolowanie swoich reakcji nie jest jednak łatwe. Wprowadzenie diety nie wydaje się dobrym pomysłem, zwłaszcza że osoba cierpiąca na kompulsywne objadanie się, zwykle jada główne posiłki z innymi domownikami, a napady pojawiają się pomiędzy posiłkami. Pierwszym krokiem jest poszukanie przyczyn powodujących kolejne „ataki”. Przykładowo może to być nadmierny stres spowodowany nadmiarem obowiązków, poczuciem winy, niską samooceną. Częstą przyczyną może okazać się po postu znudzenie czy uczucie samotności, kiedy jedzenie staje się rozrywką. Niezależnie jaka jest przyczyna kompulsji, musimy wyeliminować jak najwięcej z nich. Gdy jest to stres, można spróbować technik relaksacyjnych; jeżeli powoduje je nuda – zacznijmy działać. Najlepiej jest siąść w spokojnym miejscu i spisać parę doraźnych strategii pomocnych w momencie, gdy następnym razem poczujesz chęć opustoszenia kuchni z pożywienia. Działania jakie wykonasz są zupełnie dowolne, ważne by się czymś zająć, nauczyć się reagować na kompulsję. Przykładowo, gdy poczujesz pierwsze objawy uporczywych myśli, możesz natychmiast wyjść z domu na spacer, zadzwonić do bliskiej Ci osoby czy skorzystać z jakiejś techniki relaksacyjnej. Ta ostatnia metoda może okazać się szczególnie pomocna, gdy kryzys jest spowodowany przez silny stres. Jeśli powyższe metody nie pomogą, nie załamuj się. W takiej sytuacji warto się udać na konsultację do psychologa lub psychoterapeuty. Wielu przedstawicieli tych zawodów specjalizuje się w tego typu dolegliwościach i po zebraniu ważnych informacji zaproponują indywidualny plan zaradczy.
Podsumowując powyższy artykuł, pragnę jeszcze raz zwrócić uwagę na zagrożenia płynące ze strony tak pozornie prostej czynności, jaką jest jedzenie. W dobie XXI wieku, kiedy wymaga się od nas pracy pod presją czasu i w wielkim stresie, nie mamy czasu na realizację osobistych celów, a co dopiero na zaspokajanie podstawowych potrzeb związanych z pożywieniem. Żyjąc w takim środowisku, można łatwo dać się podejść reklamie i uginającym się od produktów spożywczych marketom. Z jednej strony oferuje się nam mnogość produktów: słodyczy, jedzenia typu fast food, przekąsek. Z drugiej natomiast odczuwamy naciski społeczne, by pozostać w formie i cieszyć się dobrym zdrowiem. Płynący z tego stres i poczucie winy może doprowadzić do rozwoju groźnych zaburzeń odżywiania i postrzegania swojej sylwetki. Mam nadzieję, że ten artykuł będzie przestrogą i wskazówką, by zachować równowagę w kwestii diety i zdrowego stylu życia.
Artykuł powstał w ramach realizacji projektu "Co nas spina? - Kampania na rzecz ochrony zdrowia psychicznego"
(IV edycja) organizowanej przez Fundację Inicjatyw Akademickich oraz Uniwersytet Śląski w Katowicach.
Projekt współfinansowany jest ze środków Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego.