Stres stał się w ostatnich latach bardzo modnym słowem. Wszyscy o nim mówią, wszyscy go odczuwają. „Jestem zestresowany”, „Nie stresuj mnie tak”, „Ale miałem dzisiaj stresujący dzień” – któż nie słyszał takich słów? Mało tego, któż sam tego nie doświadczył?
Tak, nasze społeczeństwo jest coraz bardziej zestresowane. Nie znaczy to wcale, że dawniej ludzie żyli bez stresu. Absolutnie. Inne były jego źródła, jego intensywność oraz czas oddziaływania. Teraz jednak coraz więcej ludzi ma problemy z bezsennością lub zaburzeniami snu, o problemach żołądkowo-jelitowych już nawet nie wspomnę. Niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, że ich dolegliwości mają związek ze stresem.
„Badacze na ogół zgadzają się, że jesteśmy w samym środku epidemii stresu, powodującego choroby, a nawet śmierć, lecz nie ma powszechnej zgody co do tego, jak stres zdefiniować. Niektórzy psychologowie skłonni są definiować stres jako bodziec, podczas gdy lekarze wolą go opisywać raczej jako reakcję.” [przypis:1] „Jest to określona relacja między osobą a otoczeniem, która oceniana jest przez osobę jako obciążająca lub przekraczająca jej zasoby i zagrażająca jej dobrostanowi” [przypis:3]. Ogólnie rzecz biorąc stres jest niczym innym jak biologiczną reakcją organizmu na wymagania stawiane mu przez otoczenie. Jesteśmy atakowani milionami bodźców z każdej strony. Reklamy w telewizji, bilbordy, radio, gazety, czy nawet podróż do pracy. W każdej chwili dociera do nas multum informacji, z którymi nasz mózg musi sobie jakoś poradzić. Wszystkie te dźwięki, zapachy, myśli, sygnały są przez mózg odpowiednio filtrowane. Nasz mózg wybiera te, które w danym momencie uznaje za ważne. Ważniejsze od pozostałych. Jednak po całym dniu tak intensywnej pracy nasze ciało, a w szczególności nasz centralny „komputer” może być zmęczony. Szczególnie w okresach gdy bodźców jest więcej bądź napięcie jest większe. Tu duże znaczenie ma indywidualny sposób radzenia sobie ze stresem. Każdy z nas może na podobną sytuację reagować w inny sposób. Wpływ na to mają nasze cechy osobowości, komponenty poznawcze. Lazarus i Folkman [przypis:3] podzieli sposoby radzenia sobie na skoncentrowane na problemie (ukierunkowane na opanowanie stresora w celu zmniejszenia lub usunięcia jego stresujących właściwości) albo skoncentrowane na emocjach (ukierunkowane na opanowanie reakcji emocjonalnej związanej z danym stresorem). Jednak dopiero w połączeniu z naszymi cechami osobowości, doświadczeniami, nabytymi umiejętnościami i komponentami poznawczymi wyłania się nasz indywidualny sposób radzenia sobie ze stresem.
Przykład:
Świetnym przykładem jest okres wzmożonego napięcia typowego studenta w okresie sesji. Musi się sprężyć, wykrzesać z siebie dodatkowe siły aby w krótkim czasie przyswoić jak najwięcej materiału. Bywa, że nie śpi po nocach po to, by rano pójść przygotowanym na egzamin. Kiedy odczuwamy takie napięcie, nasz organizm motywuje się do działania. Ale tylko wtedy kiedy poziom napięcia jest optymalny.
Badacze zauważyli, że przy zbyt silnym i długotrwałym stresie poziom motywacji znacznie spada – jakby dana osoba poddała się zawczasu wiedząc, że nie sprosta zadaniu. Również zbyt niski poziom motywacji, przykładowo przy zbyt łatwym zadaniu, nie sprzyja motywacji. Proste zadania nas nudzą. Przez chwilę przyjrzyjmy się temu pierwszemu przypadkowi: gdy poziom pobudzenia jest zbyt wysoki. Co się wtedy dzieje z naszym ciałem? Z początku aktywuje dodatkowe siły. Bodźce będące przyczyną stresu (np. nagły, niespodziewany hałas), które docierają do mózgu, poprzez impulsy nerwowe docierają do przysadki mózgowej. Przysadka wydziela do krwi hormon, który pobudza nadnercza do wydzielania zwiększonej ilości adrenaliny i noradrenaliny, czyli tak zwanych „hormonów stresu”. Powodują one wzrost ciśnienia krwi, szybszą pracę serca, uwolnienie do krwi większej niż zwykle ilości glukozy, cholesterolu i wolnych kwasów tłuszczowych. Jest to stan podwyższonej gotowości organizmu. Tak właśnie nasz organizm pojmuje sytuacje stresowe – jako zagrożenie, które trzeba „pokonać”. Szykuje się do „walki” lub „ucieczki”. Bywa, że dostajemy dodatkowego „kopa” i potrafimy zrobić rzeczy, o których nawet nam się nie śniło. To są pozytywne strony sytuacji stresowych – jednym słowem w danej chwili jesteśmy lepsi, wydajniejsi. Stajemy się sami dla siebie nadludźmi. Ale kiedy zagrożenie mija, nasz organizm potrzebuje odpoczynku. Pewnie nie raz czuliście się wyjątkowo zmęczeni nawet kilka dni po wyjątkowo trudnym (czytaj stresującym) dla was przeżyciu. No właśnie. Nasze ciało potrzebuje czasu aby naładować akumulatory. I tu się zaczyna pojawiać problem.
W dzisiejszych czasach sama jazda samochodem bywa bardzo stresująca (wystarczy postać trochę w korku lub by ktoś zajechał nam drogę, a poziom naszego pobudzenia wzrasta błyskawicznie. Jednak znacznie dłużej powracamy do równowagi psychofizycznej, do stanu sprzed pobudzenia), coraz częściej coraz większa liczba ludzi po prostu nie ma czasu na to ażeby zregenerować swoje siły. Ktoś kto jest świadomy potrzeb swojego organizmu zadba o siebie – pozwoli sobie na weekend z ciekawą książką, spacer po parku czy godzinną kąpiel. Oderwanie naszej świadomości od przeżyć dnia codziennego, czy tym bardziej od stresujących wydarzeń, jest niezbędne dla powrotu do równowagi. Patrząc na to w jakim tempie przybywa ludzi z różnymi problemami somatycznymi można wnioskować, że spora część społeczeństwa tego nie robi. Wracając ze stresującej pracy, pędzą w nerwowej atmosferze do domu, gdzie już od progu kłócą się z najbliższymi. Zdenerwowani wykonują swoje obowiązki lub dalej rzucają się w wir pracy tyle, że w domu. Przed zaśnięciem bombardują się milionami bodźców oglądając telewizję – często ciekawy film budzący grozę, który również pobudza ich organizm. A potem nie potrafią zasnąć lub zasypiają szybko przetwarzając w nocy to, co zadziało się w ciągu dnia i… budzą się zmęczeni, niedospani, rozdrażnieni rozpoczynając to błędne koło od początku. Efektem długoterminowym takiego stylu życia jest coraz częściej bezsenność, depresja lub inne zaburzenia psychosomatyczne.
Człowiek XXI wieku coraz częściej musi na nowo uczyć się odpoczywać. To jest niebywałe. Jak niby można tego nie potrafić robić? Ale można. Ba, nawet coraz więcej ludzi na pytanie „jak odpoczywasz?” wymienia sytuacje, które z obiektywnego punktu widzenia raczej powodują zwiększenie zmęczenia aniżeli odpoczynek.
Przykłady? Proszę bardzo: spotkanie w klubie ze znajomymi. Dla większości świetny relaks. Ale – wymaga od naszego ciała wzmożonego wysiłku (trzeba dobrze wyglądać, funkcjonować w hałasie, który obciąża nasz mózg, często spotkanie kończy się na tyle późno, że nie ma możliwości przespania nocy). Picie alkoholu – modna sprawa. Jak jestem zestresowany wypijam 1-2 drinki i jest mi lepiej. Napięcie puszcza. Nic bardziej mylnego. Pijąc nawet niewielką ilość alkoholu najnormalniej w świecie zatruwamy nasz organizm. Nawet jeżeli potem zasypiamy spokojnie, to nasze ciało zamiast odpoczywać, mocno pracuje ażeby pozbyć się alkoholu z organizmu. Rano możemy czuć się zmęczeni. Nie wspomnę już o sytuacji kiedy pijemy tyle, że na drugi dzień mamy „kaca” – czyli objawy zatrucia. To już cała walka naszego organizmu.
Więc w jaki sposób, zdrowy dla naszego ciała i ducha, można by powrócić do równowagi po silnym lub codziennym stresie? Oto kilka propozycji.
Muzyka, która nie przyciąga naszej uwagi, cicha i spokojna (np. odgłosy natury, mantra), połączona z leżeniem i nicnierobieniem. Można uwagę kierować na każdy kawałek naszego ciała napinając go i rozluźniając kilka razy, począwszy od stóp a skończywszy na głowie (a w zasadzie mięśniach twarzy). Całe ćwiczenie powinno trwać minimum pół godziny. Po nim czujemy się lekko ospali, ale bardzo zrelaksowani.
Ćwiczenia oddechowe można w prosty sposób połączyć z muzyką relaksacyjną czy nawet samą relaksacją. Ale nie trzeba. Ich moc polega na tym, że możemy je wykonywać zawsze i wszędzie, nawet wtedy kiedy jakiś kierowca zajedzie nam drogę. Żeby je dobrze wykonać trzeba się rozluźnić. I na tym polega ich siła – nie można być jednocześnie spiętym i rozluźnionym. Przetestowałam je wielokrotnie i naprawdę mogę polecić. Ale jak je wykonać prawidłowo? Otóż wciągamy powietrze nosem głęboko do przepony. Sam wdech trwa od 2 do 5 sekund. Kiedy jesteśmy wypełnieni powietrzem, przytrzymujemy je w sobie na kolejnych 2 do 5 sekund, następnie wypuszczamy powoli powietrze ustami. Ćwiczenie należy kilka razy powtórzyć, z tym, że za każdym kolejnym razem powinniśmy poczuć, że wciągamy coraz więcej powietrza – gdyż puszcza w nas napięcie. Takie ćwiczenia można fajnie połączyć z ruchem ciała – podobnie jak w jodze. Wszystko zależy od warunków w jakich je przeprowadzamy, okoliczności, poziomu napięcia i finezji osoby ćwiczącej.
Świadome wprowadzanie siebie w stan, który daje poczucie bezpieczeństwa, spełnienia czy szczęścia. Metoda jest zbliżona do relaksacji połączonej z ćwiczeniami oddechowymi, ale dodatkowo angażuje naszą poznawczą stronę – wymaga znalezienia w sobie miejsca, które dobrze mi się kojarzy, w którym kiedyś byłem szczęśliwy, spokojny, zadowolony lub w którym mógłbym tak właśnie się czuć. I przenosić się w takowe miejsce za każdym razem kiedy chcę się zrelaksować. Ta metoda podobnie jak dwie wcześniejsze, bardzo dobrze sprawdza się przy zaburzeniach snu czy nawet doświadczaniu bólu fizycznego, gdyż odwraca naszą uwagę od problemu i przekierowuje ją na inne tory. Można się jej nauczyć pod czujnym okiem profesjonalistów korzystając ze specjalnych warsztatów.
Każdy wysiłek fizyczny (bieganie, fitness, pływanie, wycieczki górskie czy rowerowe), który sprawia nam przyjemność, odwraca naszą uwagę od problemów, daje nam możliwość rozładowania napięcia - jest dobry dla naszego ciała. Ważne jest tylko to, aby po drodze nie przysporzyć sobie dodatkowych okazji do stresu.
To chyba najstarszy sposób rozładowywania napięcia. Kochając się po pierwsze przekierowujemy naszą uwagę na znacznie przyjemniejsze rzeczy, po drugie uwalniamy dającą szczęście serotoninę. Warunek skuteczności tej metody związany jest z tym, by w trakcie uprawiania seksu skupić swoją uwagę na doświadczeniach płynących z ciała a nie na innych kwestiach (problemach, tym jak wyglądamy, czy planowaniu zajęć tuż „po”). Dobrze jest delektować się tą chwilą jak najdłużej jest to możliwe i czerpać z tych doznań.
I nie chodzi tu bynajmniej o uśmiech na twarzy, ale o prawdziwy śmiech. Taki, po którym boli nas brzuch. Dla dzieci to nic trudnego – trochę łaskotek i już, ale dorosłym znacznie trudniej pozwolić sobie na szczery śmiech, połączony z bólem brzucha i łzami na policzkach.
Ogrodnictwo czy wędkarstwo, malowanie, inne prace manualne a także wiele innych przyjemnych rzeczy może sprzyjać relaksowi. Jeżeli sprawia nam to przyjemność, odrywa od nieprzyjemnych uczuć i emocji, od myślenia o pracy, obowiązkach czy stresujących przeżyciach, to jest to dla nas dobre.
Z mojego doświadczenia wiem, że początki mogą być trudne. Kiedy nasza uwaga skoncentrowana jest na problemie lub wciąż przeżywamy stresujące doświadczenie, niełatwo może nam przyjść wprowadzenie siebie w stan autohipnozy czy głębokiej relaksacji. Dużo łatwiej jest uczyć się tego pod okiem dobrego terapeuty, szczególnie gdy objawy somatyczne są bardzo nasilone, ale samemu też możemy się tego nauczyć. Im więcej ćwiczeń, tym szybciej i skuteczniej jesteśmy w stanie się zrelaksować. A im częściej będziemy to robić, tym spokojniejszymi i szczęśliwszymi ludźmi będziemy. Nasi najbliżsi również to docenią…